czwartek, 25 kwietnia 2013

kartki z życia

Czy myślę czasami, czy potrzebnie się urodziłam? Czy zastanawiam się, co by było, gdybym urodziła się w innej rodzinie, w innym czasie i w innym miejscu? Czy zdarza mi się myśleć o przeszłości, wymyślać inne wersje wydarzeń, które już były i których zmienić się nie da? Czy zastanawiam się na ile to, kim jestem jest wynikiem moich korzeni, genów i wychowania? Czy pytam samą siebie, czy pojawiłam się na świecie chciana i oczekiwana czy raczej komuś przeszkodziłam w jego życiowych planach? 
Tak, myślę o takich rzeczach. Niektóre z tych pytań zadaję sobie częściej, inne pojawiają się czasami, obudzone przez jakieś wydarzenie czy czyjeś spojrzenie, by potem znowu zniknąć w jakiejś niepamięci podręcznej. Niektóre z tych pytań dręczą mnie brakiem możliwości odpowiedzenia na nie, inne z kolei przemkną przez głowę, zatrzymają się na chwilę, ale na odpowiedzi im nie zależy. 

Kim jestem? Jaką wartość ma moje życie? Czy opowieść o nim byłaby ciekawa, fascynująca? Czy umiałabym opowiedzieć o nim tak, żeby takim się zdawało? Szczerze mówiąc wątpię, nawet boję się pomyśleć, że mogłabym spróbować. Choć i owszem, jest wiele pytań, które chciałabym głośno zadać i może samych tych pytań starczyłoby na małe opowiadanie, nowelkę jakąś. Mogłabym wyobrazić sobie, jak odpowiedzieliby na nie osoby z mojej przeszłości i teraźniejszości. Co czuli, o czym myśleli, kiedy pojawiali się w moim życiu lub życiu moich przodków. Czym się w swoim postępowaniu kierowali, jakie momenty w ich życiu były dla nich ważne. Myślę, że byłaby to fascynująca podróż w czasie. Piękna i trudna. Karty z tej podróży niosłyby pewnie skrajnie różne wiadomości i pozdrowienia. 
Pozdrawiam ze słonecznej plaży, gdzie On i Ona kochają się miłością dziewiczą i prawdziwą. 
Piszę z pokoju ciemnego, gdzie smród alkoholu i szczyn ludzkich utrudnia oddychanie. Ktoś leży w łóżku, nie odpowiada na moje pytania.
Dzisiaj po raz pierwszy zobaczyłam dziecko, które On i Ona adoptowali. Jest spokojne, ładne, a On i Ona szczęśliwi.
Pozdrawiam z wiejskiej zagrody, gdzie dzień rozpoczyna pianie koguta i pora dojenia krów, a spać idzie się z kurami. Można się przyzwyczaić.
Ślę pozdrowienia z posiadłości rodzinnej Państwa Krewnych Moich, gdzie do kuchni może wchodzić tylko służba, a ja nie mogę sobie nawet sama herbaty zrobić. Dziwnie tu, ale traktują mnie poprawnie.
Boję się tutaj być, zabierzcie mnie stąd jak najszybciej, nie wytrzymam tu ani minuty dłużej. Muszę kończyć, proszę, przyjedźcie po mnie!

Właśnie jedną taką podróż po życiu skończyłam. Nie było to moje życie, tylko życie Adriana, bohatera książki Wyznaję Jaume Cabre. Ta książka jest po prostu piękna. Pięknie napisana. Dziwnie, ale pięknie. Czytając ją przechadzałam się nie tylko po życiu głównego bohatera. Mogłam zajrzeć w uliczki boczne, gdzie wydarzenia działy się w innym czasie, z innymi bohaterami. Trzeba być czujnym czytając tę książkę, łatwo zabłądzić w tej gmatwaninie ulic i wydarzeń, przynajmniej na początku. Potem człowiek się przyzwyczaja po to, by ostatecznie mieć trudności z przerwaniem tej wędrówki. 
\
Cudowna książka. Polecam tym, którzy lubią  czytać książki całym sobą, zatracać się w nich, przeżywać i czuć ból brzucha po przeczytaniu. Bez sensu jest pisać o jej fabule, to by ją sprowadziło do pozycji zwykłej książki o kimś i o czymś, a tego się nie robi takim pięknym książkom. Nie wolno.