niedziela, 15 września 2013

litania

chcę,
mogę
ale nie muszę,
mam prawo
- odmówić
- mieć swoje zdanie
- nie lubić
czegoś
kogoś
- lubić
coś
kogoś
nawet, jeśli źle to wygląda
nie podoba się komuś
MAM PRAWO BYĆ
czy się to komuś podoba
czy nie
taka, jaka jestem
inni też mają prawo być
czy mi się to podoba
czy nie
tacy jacy są
nikt nie ma prawa mnie krzywdzić
ja nie mam prawa krzywdzić innych
jest dla mnie miejsce
na świecie
wśród innych

jestem
oddycham
czuję
widzę
słyszę
smakuję
tańczę
czytam
czeszę włosy
boję się czasami
uśmiecham się do siebie
czasami...
kupiłam sobie kapelusz
i będę go nosić
bo chcę
i mogę

MOGĘ

tak mi dopomóż...





piątek, 13 września 2013

w drodze na szczyty

Oto jestem. Kobieta. Widzicie mnie? KOBIETA. Mam już swoje lata na karku, nie jestem dziewczynką, która musi ubierać się skromnie, w mundurku kroczyć przez niespodzianki dojrzewania. Spójrzcie na mnie. Czy czegoś mi brakuje? Owszem, są na świecie kanony piękna, do których daleko mi tak, jak stąd do kosmosu i z powrotem. Doskonale o tym wiem i nie trzeba mnie w tym względzie uświadamiać. No ale przecież chyba nie tylko doskonałe piękności, kroczące po czerwonym dywanie sławy, oświetlające blaskiem fleszy marzenia szarych, zwykłych kobiet codzienności - chyba nie tylko one zasługują na waszą przychylność??! Dobrze wiecie, że marzę o tym, by zasłużyć na waszą  łaskę, by czuć w sobie tę siłę i pewność siebie, jaką daje kobiecie wasze wsparcie. Chcecie, żebym przed wami padła na kolana? Na klęczkach mam wam wyznawać, jak mogłybyście być dla mnie ważne? Tego chcecie? Przecież jestem, cała przed wami i cała dla was. Gotowa przyjąć każde wyzwanie, jeśli tylko skiniecie swymi noskami na znak zgody. Co tam zgody - wystarczy niewielki błysk aprobaty waszych lakierowanych oblicz, by nadzieja moja nie umarła.

Najgorzej jest, kiedy mijam ze smutkiem wasz przybytek, rzesze waszych wyznawczyń i misjonarek, godnie prezentujących was na ulicach. Wtedy boli najbardziej, bo widzę, czego mi się żałuje, na co mi  się nie pozwala. W takich chwilach najsmutniejszych zamykam oczy i widzę: wy i ja. Razem, jak przyjaciółki (w marzeniach śmiałości mi przybywa), bez zgrzytów. Przepełniona waszą mocą idę ulicą wśród innych, które, tak jak ja w rzeczywistości, nie mają odwagi czy woli nawrócić się na was. Czuję to wtedy. Mężczyźni patrzą na mnie, moja z wami jedność powoduje u  nich myśli lubieżne. A mnie to kręci. Jestem seksem, który nie boi się pokazać innym. Z wami jestem zdobywczynią, zwyciężczynią w odwiecznym pojedynku o samca alfa. Kiedy jesteście ze mną, w moich marzeniach nie tyle przeistaczam się w kogoś innego, co pozwalam ukrytej głęboko w płaskich butach mojej drugiej naturze wzbić się na wysokość szpilek. Rozkwitam. I nie wstydzę się tego. A kobiety? Ich zazdrość spływa po mnie, nawet im trochę współczuję, bo wierzę, że w nich skrywa się takie samo pragnienie, ja we mnie. A jeśli się mylę, jakie to ma znaczenie? Kiedy idę w szpilkach, nie ma żadnego.

Otwieram oczy, które od razu zerkają na moje trampki. Moja wieczna ochrona, mur, za którym uwięziłam jakąś część mojej kobiecości. Płaskie buty trzymają moją seksualną część na poziomie tak niskim, że buty na obcasach jej nie zauważają. I w nią nie wierzą.

No, może kiedyś się nauczę...