środa, 11 grudnia 2013

origami

czasem zdarza się na świecie,
że gdy jesteś ojcem, matką
zachoruje twoje dziecię
no i wtedy nie jest łatwo...

Spojrzenie w lustro. Ech, wzdycham z rezygnacją. Przynajmniej włosy odpoczną od prostownicy, a cera od makijażu, choć nie ukrywam, że przyjemnie byłoby być naturalnie piękną. Niektóre tak mają - wstają rano, myją zęby, przeczesują włosy, może jakiś krem na twarz i gotowe do wyjścia. Piękne, świeże i zawsze gotowe. Ja, gdybym teraz miała gdziekolwiek wyjść, to po krótkiej panice najpierw bym się mocno zastanowiła, czy naprawdę wyjść muszę. Bo może tak się zdarzyć, że potrzeba, która wydaje się człowiekowi paląca, po krótkim zastanowieniu się już taką być przestaje. Jestem mistrzem w oddalaniu od siebie zbędnych (i nie-) potrzeb. No, ale gdyby okazało się (wracam do sytuacji zmuszającej do wyjścia), że muszę i już, to nie obyłoby się bez drobnych zabiegów oszukujących innych, a przede wszystkim mnie. Mały kamuflarz - niezbędny.

Tak się jednak składa, że ani dzisiaj, ani w najbliższych dniach nigdzie się nie wybieram. Jestem na tak zwanej opiece nad dzieckiem chorym. ZUS mi później za to zwróci moje marne pieniądze. Takie jest prawo. I dlatego wyglądam, jak wyglądam. Trudno, najwyżej przestraszę listonosza.

Na takiej opiece generalnie jest nudno. Jeśli dziecko śpi, to jeszcze pół biedy, bo można sobie wtedy poczytać, w necie posiedzieć czy obejrzeć ulubiony film. Moje dziecko ma to do siebie, że podczas swych chorób nie sypia w ogóle albo bardzo rzadko. Zdarza się. Wtedy jest:
a) nie do wytrzymania,
b) nudno,
c) brakuje człowiekowi powietrza,
d) wszystkie powyższe punkty na raz.

Moje dziecko na przykład bez przerwy coś mówi. I ma taką tendencję do powtarzania jednego zdania czy słowa tak długo, aż mu się nie przytaknie albo nie da jakiegokolwiek znaku, że się usłyszało i że się zgadza. Albo że się czymś zachwyciło. Albo że coś jest zaskakujące, nowe, niezwykłe i godne słownego komentarza. Cały boży dzień. Mówi... Czasami jak temperatura jego ciała jest dodstatecznie wysoka, to mówić przestaje, albo przynajmniej mówi mniej. Ale to tylko czasami.

Postanowiłam więc syna czymś zająć. Pomyślałam ORIGAMI! Fantastyczny pomysł, prawda? Coś nowego, zabiera sporo czasu, a poza tym, jak się człowiek skupia nad papieru zginaniem to mówi mniej, prawda? A że los człowiekowi czasami sprzyja, nawet jeśli wygląda tak, jak ja dzisiaj, to znalazłam origami STAR WARS! Cudownie! Teraz mam jak w banku, że to będzie hitem tego chorowania.

Dobrze, na początku mama trochę pomoże, pokaże na czym owa sztuka zginania papieru polega, jak czytać instruckje i tak dalej. Pozwalam synowi wybrać pierwszy model, który chciałby mieć. Pomijam w książce pokaz podstawowych zgięć, w razie czego się do nich wróci, i biorę się za jakiegoś tam myśliwca - kto by te wszystkie maszyny spamiętał.

Poznaję pierwsze fachowe określenia, jak dolinka, górka, zagięcie takie i owakie. Idzie mi nieźle, brawo mamuśka! Kwadrat zginam tak, potem tak, teraz odwróc na drugą stronę, dolinka, dolinka do połowy odcinka AB..... górka.... do wewnątrz odcinek AB aby, wierzchołek A był w połowie odcinka CD.... teraz królicze uszy.... CO?! wróć! Królicze uszy??!! O czym oni do mnie mówią? Wracam do odcinka CD, analizuję sytuację porównując tę w książce z tą u mnie, na papierze. No stoi jak byk: królicze uszy. Wracam na początek książki, do przewodnika - mam! jest instrukcja, jak zrobić królicze uszy. Zaraz... W instrukcji pokazują jak je zrobić z kwadrata, podczas gdy ja mam tutaj trójkąt! Jak do cholery mam zrobić królicze uszy na trójkącie??!! Wracam do instrukcji myśliwca, może jak się dobrze przyjrzę, to coś zakombinuję. No przecież syn siedzi i patrzy, jaki ja mu wzór daję? Że nie umiem zrobić głupiego myślica, bo się na króliczych uszach wyłożyłam? Niedoczekanie, czekaj no karteczko, już ja ci takie uszy wywinę, że słuch po nich długo nie zaginie, zobaczysz!

Spokojnie, bez nerwów, no po co się denerwować? To ma być zabawa, przyjemność, prawda? Luzik, dziecko chciałoby myśliwca, jest chore, postaraj się.

Przestań do mnie gadać, milutki głosie, przecież widzisz, że się staram! Staram się, jak jasna cholera! Jak jasna CHOLERA!
Cholera, nigdy tego nie zrobię! No nie wiem, jak, nie dam rady. Tak mi przykro syneczku, mama nie umie, nie rozumie tych króliczych uszu.. Niech szlag trafi wszystkie króliki świata! Tfu!

Ale synek nie odpuszcza. Modele z książki kuszą pięknym wykonaniem, aż się chce je mieć. Noc przespałam spokojnie, odpoczęłam i rano, ze wznowionymi siłami wzięłam się za origami. Poszło mi lepiej. Zrobiłam z powodzeniem Dartha Vadera, Imperatora i piaskoczołga. Z poziomu łatwego. I niech mi internet będzie świadkiem - jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa... :)

no a z dzieckiem z chorobami
bywa tak, jak z origami
z pierwszym trudno jest wytrzymać
w drugim - odpowiednio zginać
....