niedziela, 5 października 2014

szalejąc za facetem z Bridget Jones

kilogramy: nie wiem i wolę nie sprawdzać; liczba myśli o tym, czy malować dzisiaj oczy czy nie: 15; ilość godzin w soczewkach kontaktowych: 4; ilość powtórzeń alfabetu z Kamilem: 5; liczba stron przeczytanych w książce: wszystkie, skończyłam

14: 10 No i po jaką cholerę kobieta kobiecie robi coś takiego? Po co pisać książkę, która rozgrzebuje, rozbudza w czytelniczce najskrytsze i zamknięte na siedem spustów pod hasłem, którego nikt już  nie pamięta, marzenia i potrzeby? "Patrzcie na mnie, jestem Helen Fielding i sprzedaję wam trzecią część książki o Bridget - wszystko, co tam napisałam nigdy się wam nie zdarzy, możecie mnie pocałować głęboko gdzieś! A, i dzięki za zakup książki."
Chcecie wiedzieć, co o tym sądzę? Ta cała Bridget miała nam chyba pokazać, że wcale nie musimy być piękne, zawsze czyste i uczesane, żeby coś nas w życiu fajnego spotkało. No na przykład jakiś facet, zawsze pięknie umięśniony, czasem młodszy od nas, czasem nie. Do tego dowcipny, łapiący nasze poczucie humoru w lot, pojawiający się zawsze wtedy, kiedy znajdujemy się w tarapatach. Proste, prawda? No bo przecież na co najłatwiej złapać zapracowaną, zmęczoną, nie zawsze idealnie wystylizowaną kobietę, matkę, żonę czy singielkę? Dajmy jej na tacy taką Ją, ale przerysowaną, groteskową do granic możliwości. Niech jej się nic nie udaję, niech zawsze popełnia jakieś towarzyskie gafy i.... niech ma dzieci. Tak - dzieci to świetny motyw, bo one zawsze coś mogą przeskrobać, przez co nasza bohaterka będzie wyglądała jeszcze nędzniej. Poplamiona przez dziecko sukienka czy płaszcz, wszy przyniesione z przedszkola, ogólny bałagan i rozgardiasz w domu. Bohaterka jest oczywiście samotną matką, wdową, bo mąż zginął w wypadku, osierocając dwójkę dzieci (oczywiście chłopczyka i dziewczynkę). Matka to tyje, to chudnie, w rozmowach z pracodawcą ciągle coś ją rozprasza, ot choćby na przykład gdakający telefon w jej torebce. Śmiesznie, nie? No bo jak jest śmiesznie, to łatwiej da się przełknąć te klimaty niczym z harlequina.

14:30 Ok, pisarka ma łatwe pióro. Gagi potrafi takie stworzyć, że człowiek nie raz roześmieje się nad książką w głos. I to dobrze. Ale na miłość boską, jak można tworzyć postać tak nieprawdopodobnie, tak mocno i z uporem maniaka "bridgetowego"? No naprawdę nie można było trochę tej kobiecie odpuścić? Ma 50-tkę na karku, a człowiek czytając tę książkę ma wrażenie, że czyta o perypetiach ciągle tej samej 30-latki, jaką była w dwóch poprzednich książkach. Wszystko się wali, pali, piloty od telewizora są niemożliwe do opanowania (ale pojawi się mężczyzna, który za pierwszym razem wszystko uruchomi bez problemu, oczywiście!), przedmioty lecą z rąk, pomadka myli się z tuszem do rzęs... I TAK DALEJ. No błagam! I ci faceci w jej życiu.... Jeden przystojniejszy od drugiego, inteligentni, silni i kochający w Bridget wszystko, łącznie z jej poplamionym płaszczem. Po prostu nie znoszę książek, w których już od pierwszych stron człowiek wie, z którym z facetów bohaterka skończy w szczęśliwym związku. No proszę, trochę szacunku dla czytelniczek.

Czyta się szybko, gładko i w miarę przyjemnie, choć czasem może zemdlić. Mdłości jednak nie będą raczej przykre, bo jak się człowiek śmieje, to ich nie zauważa. Ja się śmiałam w drugiej połowie książki, a w trakcie pierwszej walczyłam ze sobą, żeby nie przerwać w trakcie czytania. Ale skończyłam i dlatego winna jestem OSTRZEŻENIE: jeśli jesteś kobietą wrażliwą, szukającą szczęścia, miłości i takie tam, to nie czytaj - zdołuje Cię bowiem fakt, że innym, mnie czystym od Ciebie kobietom tak łatwo zdarza się miłość, podczas gdy Ty, całkiem atrakcyjna, sobie nie radzisz. Po co Ci to?

Helen Fielding Bridget Jones. Szalejąc za facetem.