sobota, 15 lipca 2017

projekt "samo-podróżowanie" część 2.

15 lipca 2017

Dzisiaj chciałam odkryć jak najwięcej miejsc związanych z życiem ludności żydowskiej w Lublinie. Sprawa wydawała się prosta - w internecie jest pełno przewodników po miejscach bytności Żydów w tym mieście przed i w czasie II wojny światowej. Wystarczy zaznaczyć sobie te miejsca na mapie i wyruszyć. No, chyba, że się jest w Lublinie...

Od razu zaznaczam, że nie podróżowałam wiele, nie mam szerokiego porównania z innymi miastami. Moje wypowiedzi nie będą miały wartości historycznej (choć zamierzam pogłębić moją wiedzę w tym temacie), będą tylko i wyłącznie zapisem moich wrażeń. Rzekłam :)

Na czym to ja.... ach! na Lublinie. Lublin to piękne miasto, tak, jak pisałam wcześniej, zauroczyło mnie po całości. Mam wrażenie, że to miasto żyje sobie spokojnie, nie przejmując się turystami, konwencjami czy zasadami zagospodarowywania przestrzeni. Żeby nie zaciemnić tematu za bardzo, wypowiem się w czytelnych akapitach.

akapit 1
Tego miasta nikt nie remontuje. Nie widziałam ani jednego budynku, który kryłby się za rusztowaniami i wielkimi reklamami. Za to budynków walących się widziałam spoooro. Przykładowo:



ulica Kowalska była jedną z ulic należących do getta żydowskiego w czasie wojny






Ulica Rybna - przepiękna. Tego klimatu nie da się opowiedzieć.






akapit 2.
Nikt się tutaj za bardzo nie przejmuje oznakowywaniem ciekawych miejsc. Mnóstwo z tego, co dzisiaj zobaczyłam, zobaczyłam przypadkiem. Tutaj trzeba mieć się na baczności, nigdy nie wiesz, czy w krzakach nie kryje się jakaś ciekawa tablica czy pozostałość z przeszłości. Nie ma w tym nic złego oczywiście, ale co się nałaziłam i naszukałam, to się nałaziłam ;). Niektóre moje zdobycze:

Latarnia na zdjęciu poniżej - cały czas się świeci


Wiecie, jak się naszukałam tego miejsca? 


Po miejscu, gdzie stały kiedyś synagogi zostały te dwie tablice. Zarośnięte,
w cieniu - mijałam je sto razy i nie zauważyłam. 





Takie sobie tablice na ziemi można spotkać od czasu do czasu. Tę tutaj oczywiście też
minęłam parę razy, zanim ją zauważyłam...



znalezione przypadkiem

Na bloku, gdzieś w zaułku - znowu przypadek.


akapit 3.
Wielu ulic, o których wspominają "przewodniki", po prostu już nie ma. Przykład? Ulica Szeroka, na której kwitło życie handlowo - towarzyskie Żydów przed wojną. Szukam na mapie i szukam - nie ma. Dopiero jak pokopałam głębiej, dowiedziałam się, że na miejscu tej ulicy jest teraz plac, który mam dosłownie pod nosem. Jedynie malutki kamień przypomina o tym, że kiedyś było tutaj inaczej. Malutki, maluteńki....

Tutaj ul. Szeroka widnieje jako żywa....


akapit 4.
Okazało się, że miejsce, w którym się zatrzymałam na noclegi znajduje się na terenie byłego getta żydowskiego....


akapit 5.
Oczywiście zobaczyłam kilka miejsc "oczywistych". Byłam w zamku (rzut beretem od mojego hotelu), który przed i w czasie wojny pełnił funkcję więzienia. Po wojnie przed tym zamkiem (niemal w miejscu, gdzie teraz jestem i piszę) leżały trupy osób zabitych przez Niemców (widziałam zdjęcia i film na YouTube). Niektórych skazanych mordowano na miejscu, niektórych wysyłano np. na Majdanek.

Jedynie baszta się zachowała, reszta jest odbudową. Byłam tam na górze :)


Doszłam do cmentarza żydowskiego - ten jest "nowy", ciągle odbywają się tutaj pochówki.










Podejrzałam zza siatki stary szpital żydowski.






Pomnik ofiar getta... Najbardziej zaskoczyły mnie i poruszyły kamyki, które ktoś tam zostawił.









I jeszcze na koniec budynek, który mieszkańcy nazywają domem pod zegarem. To tutaj w czasie wojny stacjonowało gestapo. Podobno słowo "zegar" w tamtym czasie wywoływało w ludziach strach. Nie dziwię się.


jest zegar....

To wszystko na dzisiaj, jestem naprawdę zmęczona. Jutro wracam do domu. To była piękna podróż, po prostu piękna.

Pozdrawiam, dobrych snów :)


P.S. Brama Grodzka, nazywana też kiedyś Żydowską. Ona wyznaczała granicę między Starym Miastem a dzielnicą żydowską.



Zmykam.




piątek, 14 lipca 2017

projekt "samo-podróżowanie"

14 lipca 2017 roku

Od paru lat chodziła za mną myśl, żeby gdzieś wyjechać w pojedynkę. Bez rodziny, spakować parę rzeczy, wsiąść do pociągu i pojechać. Wyobrażałam sobie, że taki czas dobrze mi zrobi, że tego potrzebuję, Długo była to tylko myśl, nie należę do osób odważnych, taki wyjazd był przyjemny, kiedy odbywałam go w głowie - podjąć decyzję, że jadę i już - długo było poza moim zasięgiem.

A teraz jestem tutaj, w Lublinie. Sama. Przyjechałam wczoraj. Z opóźnieniem, bo takowe miał pociąg, którym jechałam. Pomińmy może milczeniem ową 8-godzinną jazdę, wystarczy powiedzieć, że w tym czasie przeklęłam pkp i tory, na których stoi, kilkadziesiąt razy.
Dlaczego Lublin? Bo tutaj żył mój pradziadek, tutaj urodził się mój dziadek. Wiedziałam, że ten pierwszy był więziony na Majdanku, znałam adres, pod jakim mieszkali - byłam tego wszystkiego bardzo ciekawa. Bardzo żałuję, że obydwaj już nie żyją - mam do nich mnóstwo pytań...

Pierwsze wrażenie? Mój boże, to miasto się wali! Jedna wielka melina! Strach samemu po ulicach chodzić! Proszę jednak pamiętać, że byłam po wyczerpującej podróży, czułam się lepka od dusznej atmosfery przedziału, ogłupiona, bo nie wiedziałam, gdzie jest odpowiedni przystanek....

Dzisiaj rano wstałam z nowymi siłami. W planach miałam Majdanek i ul. Wspólną, na której mieszkali moi dziadkowie.


Majdanek.
Ja mam tak, że zupełnie inaczej patrzę na miejsca, kiedy wyobrażam sobie, że tutaj był ktoś z mojej rodziny. Oczywiście nie znałam pradziadka, choć on - o ile się nie mylę - zdążył mnie jeszcze zobaczyć. Chodziłam po tych barakach, oglądałam łaźnię, komory gazowe, piece krematoryjne, prycze, na których spali i wyobrażałam sobie, jak to jest, kiedy prowadzą cię do takiego miejsca, każą rozebrać się do naga, oblewają cię na zmianę zimną i gorącą wodą i nie wiesz, czy wyjdziesz stąd żywy. Myślałam o strachu, którego z całą pewnością nie jestem w stanie sobie wyobrazić. Rozstrzeliwanie, wieszanie na szubienicach, umieranie z wycieńczenia - nie umiem sobie wyobrazić, jak to jest żyć tam, spać na najwyższej z trzech pryczy i twarzą niemal dotykać drewnianego stropu...

Co mnie zdziwiło na samym początku to to, że obóz jest tak wielki. Nie wiedziałam, że obozy zajmowały takie olbrzymie obszary!

Wyszłam stamtąd z myślą, że takie miejsca, nie wiedzieć czemu, traktowane są trochę jak sensacja, jako pretekst do myślenia o Niemcach "ale byli okrutni", a o więźniach "ale byli biedni". A ja sobie myślę, że co się stało to się nie odstanie, nie wróci czasu czczenie ofiar, gloryfikowanie przelanej krwi, pokazywanie okrucieństwa oprawców. Moim zdaniem takie miejsca powinny mieć tylko jedno przesłanie: strzeż się nienawiści, szanuj drugiego człowieka - wszystko to stało się, bo jedni uważali siebie za lepszych od innych.


"Biały domek" - przedwojenny dom rakarza miejskiego. W czasie okupacji
kwatera lekarza SS, następnie dom kierownika obozu więźniarskiego - Antona Thumanna.

Przez te otworki strażnik mógł obserwować zagazowywane osoby.
Znajdowały się w drzwiach.

Te kratki były w pomieszczeniu, w którym kat odkręcał kurki z gazem.
To też "okienko" do oglądania.

natryski

W tych "wannach" więźniowie musieli się zanurzyć po natrysku - były
one wypełnione środkiem dezynfekującym.


Podpis pod plakatem:
"Niemiecki plakat z czasu okupacji. Propaganda hitlerowska była elementem
prześladowania Żydów".


Buty.





Ulica Wspólna
Adres pradziadka i dziadka znałam z dokumentów, które na szczęście przetrwały. Dziadek mieszkał na Wspólnej 96, a na akcie zgonu pradziadka widniało, że mieszkał na Wspólnej 108. Szłam tam z bijącym sercem - uwielbiam takie podróże w czasie. Zaopatrzona w papierową mapę (przeklinam Google maps!) przemierzyłam sporą część Lublina, żeby dotrzeć na miejsce. Od razu zdziwił mnie charakter tej dzielnicy. Stały tam malutkie domki, żeby nie powiedzieć budki, altanki, każdy miał malutką działkę - niemal na szerokość owego domku. Naprawdę w takim miejscu mieszkał mój dziadek? Numery konsekwentnie i logicznie się zmniejszały (najwidoczniej weszłam na ulicę od jej końca). Wspólna 112, 110, 106.... Hej, jak to 106? Cofnęłam się, przecież tutaj powinien być dom mojego pradziadka, mieszkał pod numerem 108! To, co zobaczyłam skojarzyło mi się z wejściem do zaczarowanego ogrodu. Niska furtka zarośnięta winogronem. Nie ma tabliczki z numerem. To, co stoi między numerem 110 a 106 trudno nazwać domem - rozwalająca się budka, zamknięta na cztery spusty. Roślinność rozgościła się tutaj wedle własnej woli. To mnie dotknęło. Poczułam to miejsce mocno. Czy pradziadek żył w tak złych warunkach czy po prostu tak to wygląda teraz, po jakichś 50 latach? Tak bym chciała porozmawiać z dziadkiem.... Czy odwiedzał tu swojego tatę? Czy pradziadek mieszkał tu sam? Musiało być mu tutaj smutno....
Powiem wam, że to było niesamowite, bardzo się cieszę, że to zobaczyłam. To jak jakaś magia - nie wiem, jak to wyjaśnić...

Ulica Wspólna 108. Za tą furtką stoi "dom" mojego pradziadka.

Trudno było tam zajrzeć. Próbowałam nawet otworzyć, ale było zamknięte.

Reklamę jednak włożyli :)


Winogrona nad furtką.

Wejście do zaczarowanego ogrodu :)


Z innej strony. To ta rudera z czerwonym dachem...

Parę numerów dalej była Wspólna 96 - tam mieszkał mój dziadek (i zapewne pradziadek, kiedy był młodszy). Ku mojemu zaskoczeniu była tam jakaś kobieta, zajmowała się kwiatami w ogrodzie. Głupio mi było zapytać, czy jest z rodziny, zwłaszcza, że jest to bardzo mało prawdopodobne. Ze względu na to, że miejsce jest zamieszkane, wygląda zgoła inaczej, niż poprzednie. Nie wiem, czy dom, który tam stoi jest tym, w którym mieszkał dziadek. Wygląda raczej na nowszy. Tak czy siak - działka tak samo ciasna, jak wszystkie na tej ulicy.




Tutaj ogród jest przepiękny. Z tyłu stoi biały dom, co do którego mam wątpliwości,
czy jest tym samym, w którym mieszkał dziadek.

Dziadek opowiadał mi kiedyś, że widział ze swojego domu Majdanek. Nie wiem, czy dobrze to zapamiętałam - czy chodziło mu o to, że widział sam obóz czy że widział dym z krematorium... Dzisiaj z tego miejsca nie ma szans, żeby zobaczyć Majdanek, ale też miasto wygląda inaczej, niż w czasie wojny... Ze starych map Lublina, które widziałam na wystawie w obozie można wyczytać, że faktycznie dzielnica, w której mieszkali dziadkowie była blisko Majdanka. I znowu nie mam już kogo zapytać....

I tak, dzisiaj była podróż sentymentalna.... Widziałam też inne miejsca, ale o tym nie teraz. Generalnie Lublin mnie zachwycił, kupił mnie całą. Człowiek idzie sobie spokojnie do Lidla i po drodze mija kawał historii. Tutaj stare miesza się z nowym, ruchliwa ulica i centrum handlowe znajdują się w bliskim sąsiedztwie ze starym żydowskim cmentarzem. Podoba mi się tutaj.









Idę do Lidla, patrzę pod nogi, a tutaj....


Tutaj jakby nikt się nie przejmuje walącymi się, starymi budynkami, co mnie akurat
bardzo się podoba....

ul. Grodzka 11



Furtka przy starym cmentarzy żydowskim. Cmentarz jest zamknięty, nie można tam wejść. Całość
otoczona jest wysokim murem, widać tylko bardzo gęste drzewa. Cmentarz zajmuje sporo miejsca.


Pozdrawiam z Lublina, śpijcie dobrze :)