niedziela, 15 października 2017

pozytywnie od A do Zy

To będzie mój alfabet. Kto wie, może uda mi się znaleźć coś dla siebie czy o sobie przy każdej literze alfabetu 
(pomijając ą i ę, bo taka "ąę" raczej nie jestem ;))
Postanowiłam, że będą to rzeczy kojarzące mi się pozytywnie - jęczeć na swój temat umiem bezbłędnie, żadna to dla mnie sztuka. Ten alfabet ma być wyzwaniem - będę szukała takich wyrazów, które będą mi przyjemne. Z pełną świadomością pominę wszystkie te, które i tak już zajęły dużo miejsca w pisaninie.



R

Rene
Taką ksywkę miałam w liceum. Źródła nietrudno się domyślić - kto oglądał w tamtych czasach serial "Allo, Allo" dobrze wie, o czym mowa. I choć główny bohater, Rene właśnie (pewnie pisownia imienia jest błędna, ale trudno), był mężczyzną i to na dodatek wyjątkowo nieatrakcyjnym (choć powodzenie u kobiet miał 😅), to bardzo lubiłam tą ksywkę. Teraz już nikt tak do mnie nie mówi - trochę szkoda :).


Renia
Tak z kolei mówiła do mnie babcia T. Może były jeszcze inne osoby zdrabniające tak moje imię, ale to w jej wykonaniu wbiło mi się w pamięć. I teraz uwaga: uprasza się wszelkie osoby, które napotkam na swojej drodze życiowej, aby pod żadnym pozorem, nigdy, przenigdy tak na mnie nie mówiły. Bardzo proszę 😒.


RR
Moje inicjały. 😼


religia
Moje pierwsze wspomnienia to przystanek autobusowy, ciemność, zima i kożuch pani Zosi, naszej sąsiadki. Ponieważ ja i jej syn chodziliśmy razem do klasy, to zdarzało się, że byliśmy zaprowadzani na zajęcia przez jednego z naszych rodziców. Były to czasy, kiedy zajęcia religii odbywały się poza murami szkoły - my musieliśmy jeździć do Międzylesia, autobusem MPK, popołudniu, po zajęciach. Później już jeździliśmy sami - kiedy było ciepło, to rowerami (Pelikan koloru morskiego, zakupiony po komunii 😄). Pamiętam siostrę Anatolię, niebieskie pismo święte stojące na półce i obrazki - kolorowanki, które wklejaliśmy do zeszytów.
W szkole średniej na religię już nie chodziłam (patrz: protestantyzm). Trochę na początku próbowałyśmy (ja i K.B.) nawracać pana od religii, ale że się nic nie dało zrobić, to zrezygnowałyśmy. Miałyśmy okienko 😇.
Teraz na religię nie chodzi mój syn. Też ma okienko 😉.



S, Ś

spunk
Pippi wymyśliła to słowo. Nie wiadomo, co ono znaczy, choć zdaniem dziewczynki istnieje na pewno.


sympatia
Pamiętacie to sympatyczne słowo? Sympatia to była osoba, najczęściej płci przeciwnej (nie słyszałam w podstawówce o parach o tej samej płci...), z którą się "chodziło". Ech, fajne to były czasy... Głupiutkie to takie było, urocze i niewinne, choć z perspektywy małolata sprawa była poważna na śmierć i życie. Czy dzisiaj ktoś jeszcze tak mówi - sympatia?


samochód
No dobra, spójrzmy prawdzie w oczy. Jak do tej pory przyszło mi prowadzić samochody, którym do luksusu daleko. Pierwszym, moim dziewiczym, był zielony matiz w wersji podstawowej. Podstawowej, znaczy bez niczego, co mogłoby kierowcy choć minimalnie ułatwić prowadzenie samochodu. Podstawowej czytaj: bez klimatyzacji, bez ogrzewania tylnej szyby i z lusterkami ustawianymi ręcznie (trzeba wyjść, ustawić, wejść, sprawdzić, czy dobrze, znowu wyjść i skorygować). Plusem tej maszyny było to, że zaparkować dało się ją niemal wszędzie 😈.

W końcu familijnie uznaliśmy, że czas na zmianę, na większą zmianę. Taką z klimatyzacją i ogrzewaną tylną szybą. Taką de luxe...

Tiaaaa.... Jak by tu wam ten luksus opisać. W sumie, chyba wystarczy jeden wyraz - Stilo. Fiat Stilo 😂. Fakt - jest większy, bo to model kombi. Fakt - ma coś w rodzaju klimatyzacji. Ależ oczywiście - szyba tylna jest ogrzewana, a przednie szyby otwiera się na guziczek. Szkoda tylko, że jakiś nieznanego pochodzenia defekt powoduje, że od czasu do czasu muszę go restarować - inaczej drzwi nie zamknę (lub nie otworzę - w zależności od okoliczności). Muszę więc akumulator odłączyć, policzyć do dziesięciu i akumulator podłączyć. Fajnie, nie? A jak żarówka w świetle mijania padnie, to mechanicy klną na sam mój widok 😇 - tak przyjaźnie się żaróweczki w samochodzie wymienia. No i jak włączam kierunkowskaz, to wajcha przy kierownicy odskakuje konsekwentnie, tak, że  muszę ją trzymać, jeśli chcę, żeby kierowca za mną wiedział, że zamierzam skręcić.

Nie, no ale tak w ogóle to samochód pierwsza klasa! 😉


śpiewanie
Był czas, kiedy śpiewałam dużo i nawet publicznie - solo, w duecie i w chórze. Teraz też śpiewam dużo, ale już sama dla siebie (nie licząc tych rzadkich chwil, kiedy śpiewam uczniom nową piosenkę). Śpiewam w samochodzie - to wiadomo. Nucę sobie podczas różnych czynności - tak, jak każdy. Śpiewam sobie w domu - to jednak najrzadziej. Generalnie lubię śpiewać, a że w tonację  nawet wchodzę zgrabnie, to przyjemnie mi się siebie słucha ;). Taka to ze mnie jednoosobowa, zachwycona sobą publiczność :).



c.d.n....


2 komentarze: