sobota, 2 grudnia 2017

pozytywnie od A do Z

To będzie mój alfabet. Kto wie, może uda mi się znaleźć coś dla siebie czy o sobie przy każdej literze alfabetu 
(pomijając ą i ę, bo taka "ąę" raczej nie jestem ;))
Postanowiłam, że będą to rzeczy kojarzące mi się pozytywnie - jęczeć na swój temat umiem bezbłędnie, żadna to dla mnie sztuka. Ten alfabet ma być wyzwaniem - będę szukała takich wyrazów, które będą mi przyjemne. Z pełną świadomością pominę wszystkie te, które i tak już zajęły dużo miejsca w pisaninie.



U

Uprzejmie informuję, że hasła na "U", jakie przychodziły mi do głowy nie zainspirowały mnie w żaden sposób, znudziły zanim pisać zaczęłam, więc daruję sobie tę samogłoskę.



W

włosy
Z hasłem tym cofam się w dość odległą przeszłość. Nie chcę pisać o włosach moich współczesnych - byłoby to nudne i w sumie nie ma nad czym się rozwodzić. Za to włosy moje w czasach dawnych, za lat moich nastoletnich - to dopiero jest historia! 😄
Kiedyś usłyszałam, że brzydkim dziewczynom, jak już bardzo chcesz powiedzieć komplement, to powiedz, że mają ładne oczy i (lub) włosy. No cóż.... jeśli słyszałam jakiś komplement, to właśnie taki 😕 - zdarza się. Włosy... miałam długie, naturalnie w kolorze takim nijakim (ni to blond, ni to szarość...) i kręcące się na końcach. Nie muszę chyba wspominać, że marzyłam o prostych, pięknie kasztanowych, prawda? Nie farbowałam ich chyba do czasu 4. klasy liceum - religia mi nie pozwalała... Zdarza się.
Wszystko to byłabym w stanie jakoś przeżyć, gdyby nie deszczowe lub wilgotne dni. Wystarczyło trochę wody w powietrzu lub z nieba, a moje włosy zaczynały żyć własnym życiem. Zaczynały puszyć się od nasady po same końce, ich objętość rosła co najmniej dwukrotnie i nienawidziłam ich wtedy całą swoją nastoletnią duszą. W mojej głowie głowa moja była wtedy wielka, chciałam się schować przed światem i tęskniłam za moimi wymarzonymi, prostymi i pięknie kasztanowymi. Zdarza się....


wartości
Moje są dla mnie najważniejsze 😇. Trzymam się ich i jak trzeba to walczę w ich imieniu.


właściwe
Słowo, które obok innych jeszcze sobie podobnych, sprawia, że włącza się we mnie czujność i podejrzliwość. No bo jak można stwierdzić z całą pewnością, że coś jest właściwe? Owszem, coś może być właściwe, ale jedynie z czyjejś perspektywy, z perspektywy czyjegoś doświadczenia, wiary, wartości, podejścia do sprawy. Jeśli czytam, że to i to jest jedynie właściwe, to zawsze rodzi się we mnie pytanie: skąd to wiadomo? Jeśli ktoś mi mówi, że tak trzeba, to pytam dlaczego? Co to znaczy, że ta książka jest właściwa, że to podejście jest właściwe, że takie, a nie inne zachowanie jest właściwe? Kto tak twierdzi? Inny człowiek? No cóż, właściwie nie mam już w takim razie nic do dodania.


widoczek
Sis, no powiedz, że robiło się kiedyś widoczki. Jak pytam czasami ludzi tutaj, w Poznaniu, to nie wiedzą, o czym mówię. Pamiętasz? Najważniejszą sprawą i połową sukcesu było znalezienie dobrego kawałka szkła - musiał być jasny i prosty. Tak, tak - kiedyś na dworze można było znaleźć, wziąć do ręki i użyć do zabawy kawałki szkła! Takie szkło było obiektem zazdrości, a szczęśliwy znalazca mógł czuć się wyróżniony przez los.
Jak już miałaś szkło, przystępowałaś do szukania elementów zdobniczych: sreberka i złotka po cukierkach, płatki kwiatów lub całe kwiatki nawet, trawa, liście - wszystko, co udało się znaleźć. Kiedyś dzieciom wolno było łazić po trawach, zrywać, podnosić z ziemi...
Kolejnym etapem było zrobienie z tego wszystkiego widoczku właśnie. Człowiek znajdywał jakieś dobre miejsce pokryte ziemią, wykopywał rękami głęboki dół i pięknie uklepywał dno tego dołu (tak, tak - kiedyś dzieci mogły grzebać w czarnej ziemi gołymi rękami). Na tym dnie z zebranych skarbów układał widoczek - kompozycję według własnego pomysłu i przykrywał ją szczelnie szkłem. Taki widoczek zakopywało się potem i pokazywało tylko tym, którzy w naszej ocenie byli tego warci. Do dzisiaj pamiętam to fajne uczucie odkopywania widoczku - trzeba było usunąć całą ziemię ze szkła, żeby ukazać całe piękno obrazu.


wzruszanie się
Nie lubię. Unikam wszelkich filmów, które grożą wzruszeniem się. W sytuacjach życiowych wzruszam się rzadko i z ogromnym trudem. Czasami aż mi głupio, że taka niewzruszona jestem 😉.


Wilki
Zobacz, tańczą policjanci,
facet z teczką trochę krwawi,
tu jest ławka, zdejmij bluzkę,
wypalimy całą trawę...

Do dzisiaj, jak mi się przypomni i w głowie zagra, stare piosenki Wilków zabierają mnie w sentymentalną podróż w miejsca, w których byłam, kiedy słuchałam ich w liceum. Płyty "Wilki" i "Przedmieścia" - ciągle reaguję tak samo, choć daaaawno nie słuchałam. W sumie.... muszę sobie chyba zapodać 😕


c.d.n....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz