niedziela, 26 sierpnia 2018

z serii: wyszperane w bibliotece

Jestem zła. Normalnie dałam się zrobić w konia i nie bardzo wiem, na kogo teraz zwalić winę: na bibliotekę, że wystawiła tą książkę na półkę? Na wydawcę, że postanowił tą książkę wydać w języku polskim? Na autorkę, że tak przebiegle stosując słowa przykuła moją uwagę i bezczelnie zajęła mój cenny czas? Tak, wiem - pewnie ja sama nie jestem bez winy - w końcu wiem, co czytam, mam władze nad książką, która będąc przedmiotem względnie lekkim i niegroźnym, z łatwością pozwoli się odłożyć na półkę. Mam jednak sporo argumentów na swoje usprawiedliwienie, więc siebie winiłabym najmniej ;).

Zacznijmy od okładki, a konkretnie od tytułu książki:


No? Kogo z was nie zaintrygowałaby książka pod tytułem "Mam łóżko z racuchów"? Kiedy trafiła w moje ręce, nie miałam żadnych wątpliwości, że chcę ją przeczytać. To nic, że nazwisko autorki nic mi nie mówiło - przekartkowałam, rzuciłam okiem na streszczenie z tyłu okładki i niczym niezaniepokojona wypożyczyłam ją zgodnie z regułami Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu.

Zaczęłam czytać. Już od pierwszego rozdziału (rozdziały są tu krótkie, więc można rzec, że od pierwszych zdań) spodobał mi się styl autorki. Pisała nieco tajemniczo, jakby kawałkami oderwanymi od nieznanej mi jeszcze całości, które to kawałki zamieszkiwali intrygujący ludzie. Pani Moriarty bawiła się językiem, wykorzystywała nieporozumienia w komunikowaniu się między bohaterami książki, żeby tworzyć humorystyczne (ale nie śmieszne) sytuacje. Uwielbiam czytać książki tak napisane, zachwyca mnie takie pisarstwo. Nic więc dziwnego, że weszłam w ten australijski świat (bo wszystko dzieje się w Australii) bez najmniejszych oporów.

Pierwsze przeczucia pojawiły się jakby niechcący i zignorowałam je naprędce jako przypadkowe. Kolejne koleje losu bohaterów zaczynały jednak potwierdzać moje podejrzenia coraz wyraźniej, aż w końcu musiałam spojrzeć prawdzie w oczy: czytam najzwyklejsze w świecie romansidło!😧 Tak - napisane z pomysłem, oryginalnie, ale jednak romansidło! Więcej - przeczytałam tę książkę - z jej romansami, wybaczeniami, zdradami, powrotami i szczęśliwymi zakończeniami - do końca. ponosząc tego pełne konsekwencje! 😭

Konsekwencja nr 1
Motylki w brzuchu oraz ulatujące ku nierealnemu światu, cholernie romantyczne myśli. Brrr.....

Konsekwencja nr 2
Marzenie, żeby się pojawił, żeby mnie porwał, żeby zwrócił na mnie uwagę w tłumie i zdobywał mnie w dokładnie tak oryginalny sposób, jak to się działo w książce. Albo nie, nie musi mnie odnajdywać, może się okazać, że już się znamy i że on wyznaje mi, że nie może się przy mnie na niczym skupić, że mam być silna za nas oboje, bo i on zajęty i ja zamężna. 😂

Konsekwencja nr 3
Nierealne poczucie, że romans jest możliwy nawet w tak nudnym, normalnym świecie, jak mój. Że nawet ja mogę być dla kogoś piękna. 😁

Konsekwencja nr 4
Junior zobaczył właśnie ten tekst przez moje ramię (a bestia potrafi dobrze czytać) i teraz muszę się tłumaczyć, co to znaczy "żeby się pojawił" 😉. Pewnie jeszcze czeka mnie komentarz Mystera, jak to przeczyta...

I na co mi to wszystko?! Przecież właśnie dlatego nie czytam żadnych romansów! Nie lubię takich książek! Śmieszą mnie swoją naiwnością i nierealnością. Śmieszą mnie osoby (z całym szacunkiem, rzecz jasna), które takie książki czytają i się nimi zachwycają, że takie życiowe. Śmieszą mnie pisarki, które na romansach zarobiły krocie, wydając milion tomów o Niej i o Nim. Nie cierpię takich książek, takich filmów, takich seriali. Nie, nie, nie! A dzisiaj co? Dzisiaj przeczytałam ostatnie stronice "Mam łóżko z racuchów" i myślę sobie FUCK! Ale się dałam! Przecież nic, co było w tej książce nie mogłoby zdarzyć się w prawdziwym świecie prawdziwych ludzi! Po co, ja się pytam, po co to czytałam? I kto jest temu winny? Kogo mam sądzić za moje krzywdy, za głupie myśli, za motylki i stracony czas?! No?!
Książka ta powinna stać na półce w dziale Romanse, wtedy na pewno bym jej nie znalazła, bo się w te rejony nie zapuszczam. A więc winna jest biblioteka! Och, gdyby nie fakt, że jest tam mnóstwo książek i ciągle dokupują nowe, to bym się obraziła i nigdy już tam nie poszła. No cóż - nie pozostaje mi nic innego, jak szybko przykryć Konsekwencje treściami innych książek, dobranych ostrożniej i z większą uwagą.

A tak w ogóle - ale tylko dla wielbicieli gatunku - i owszem, polecam ;)


P.S. Myster, jeśli to czytasz - nie przejmuj się, minie ;)




Jaclyn Moriarty, Mam łóżko z racuchów, Wydawnictwo W.A.B.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz