niedziela, 18 listopada 2018

poważnie o lalkach

Przyklejona do żeber kaloryfera próbuję sobie przypomnieć swoje zabawy lalkami. Wierzyłam, że są żywe? Nie, raczej nie. Mhm.... wkładałam jednak w ich usta słowa, w ich głowy wkładałam myśli, w przekonaniu, że zmarzną ubierałam je cieplej w chłodne dni. Czyli jakby wierzyłam, że są żywe. Albo inaczej - pozwalałam im w doskonały sposób zastępować mi brak takiej czy innej osoby i nie miało wtedy znaczenia, że są zbudowane z plastiku. Po prostu się nimi (z nimi) bawiłam. Co ciekawe - żadne ze spotkanych dzieci czy dorosłych nie widziało niczego dziwnego w tym, że traktuję je jak istoty żywe. Z tymi pierwszymi zresztą tworzyliśmy świat, w którym wszystkie nasze zabawki miały status żywych, pełnoprawnych towarzyszy zabaw. Żadnej Ameryki zresztą nie odkrywam - pokażcie mi dziecko, które nie tworzy swojego świata przy udziale istot, które dziecko uważa za żywe, widzialne, w które nierzadko samo się zamienia. Jest jak jest.

Z latami przychodzi dorosłość ze swoim "bądźmy poważni", człowiek zapomina o magii zabawek, wyobraźni i udawania. Ta przeklęta dorosłość powodowała, że czułam na początku zażenowanie czytając "Lalkarza z Krakowa" R.M. Romero. Dla kogo jest ta książka?! Dla dzieci czy dla dorosłych?! Ciągnąć to czy dać sobie spokój i chwycić za poważniejszą książkę? Chyba nacięłam się na dobry PiAr tej książki nie doczytawszy, czy oby na pewno nie jest ona przeznaczona dla młodszego czytelnika.... Ta mówiąca lalka. Magia. Ten prosto przedstawiony świat, wszystko biało - czarne. Nie ma miejsca na zastanawianie się, kto jest dobry, a kto zły. Wszystko podane na tacy. Bohater pozytywny i negatywny. Książka wręcz stworzona do wypracowań szkolnych. "Scharakteryzuj głównego bohatera książki. Jak oceniasz jego postawę i dlaczego możemy nazwać go bohaterem pozytywnym?". Albo "Lalkarz i Brandt - znajdź różnice między dobrem a złem". Proste. Nie trzeba za dużo myśleć, książka tego nie wymaga.

A jednak doczytałam do końca. I myślę o niej. Bo magiczny, niemożliwy przecież świat, zmieszał się w niej z czasem II wojny światowej, getta w Krakowie i obozu w Oświęcimiu. Tak - dałam się przyłapać na "zabawie lalkami", wchodząc w nią z zaangażowaniem dziecka. Być może właśnie z myślą o czytelnikach dużo młodszych ode mnie, autorka świetnie w wyidealizowany świat ludzkich charakterów wplotła grozę czasu wojny. Razem z Karoliną, lalką zresztą, patrzyłam przez okno sklepu lalkarza na krakowski rynek i z przerażeniem obserwowałam, jak Niemcy wypełniają go strachem ludzi, łapankami i nienawiścią do Żydów. Z czasem przestałam wzdrygać się na górnolotne słowa lalki, przestały chyba razić zrównoważone nienawiścią, rasizmem, śmiercią i głodem. Takiej książki o wojnie jeszcze nie czytałam.

Kto mnie zna, ten wie, że nie lubię pięknych, miłosnych, idealistycznych, szczęśliwie kończących się, przesłodzonych (czy to w jedną czy w drugą stronę) książek. Ta książka momentami taka jest, przynajmniej w mojej ocenie, a mimo to potrafiła tak na mnie zadziałać, że ciągle noszę ją w głowie po skończeniu. Mówiłam sobie "dobra, jest lalką, więc ma prawo tak chrzanić" i czytałam dalej, bo chciałam. Autorka nie raczyła nas bowiem ugładzonym obrazem wojny - nie, ten obraz był w mojej ocenie jak najbardziej realistyczny i bolesny. I chyba ta równowaga, ten szacunek dla czytelnika, żeby nie wciskać mu kitu o bohaterach-bogach uratowała tą książkę w moich oczach. Nawet, jeśli jest to książka dla dzieci.

Polecam. Każdemu.

czwartek, 1 listopada 2018

rozmowa

Musimy pogadać. Serio. Wystarczy tego bezczynnego leżenia tam, głęboko. Leżysz tak dzień i noc, miesiąc za miesiącem od pierwszego do pierwszego. Zresztą spoko - jak już sobie pójdę, będziesz mógł znowu spokojnie leżeć.

Stała nad grobem i mówiła, kierując swoje słowa ku dołowi. Wiedziała, że to trochę bez znaczenia, bo jeśli ją słyszy, to nie tymi uszami z ciała i kości (teraz to już pewnie tylko z kości...), tylko tymi duchowymi, które - jak można by przypuszczać - odbierają dobrze nawet myśli. Takie tam ludzkie przyzwyczajenie, patrzenie w oczy rozmówcy.

Mam notatnik. Zapiszę sobie, jeśli powiesz mi coś ważnego, coś, co będzie mi potrzebne, żeby wytrwać. Wiesz, czasami wydaje się człowiekowi, że zapamięta, bo to takie ważne, a potem okazuje się, że ni w ząb nie może sobie przypomnieć. Dlatego nie denerwuj się, jeśli co jakiś czas będę notować - nie będzie to wcale znaczyło, że przestałam słuchać. Patrz, mam nawet podkładkę! Niezła jestem, co? Przewidująca.
Dobra, bo robi się zimno. Tak, wiem, tam pod ziemią pewnie cieplutko i przytulnie, ale tutaj na górze mamy już listopad, a wiesz, że w listopadzie robi się już zimno. Przejdę więc do tematu. Mam kilka pytań i liczę na twoją współpracę. Musisz wiedzieć, że nie jesteś pierwszym, którego proszę o pomoc - pozostali jednak nie mieli tego doświadczenia co ty, byli żywi i nie mogli zrozumieć, o co mi chodzi. Pomyślałam więc, że może ty - skoro masz to już za sobą - pomożesz mi w tych życiowych pytaniach.

Roześmiała się.

Czujesz? Zadaję umarłemu życiowe pytania! Ech, niezła jestem, naprawdę no. Czasami ma się jeszcze ten polot językowy.

- Zobacz na tą. Gada i śmieje się do siebie.
- Może ćpała? A może nienormalna jakaś...
- Kto wie, może umarł ktoś dla niej ważny i rozmawia z tym kimś. 
- Ty też będziesz ze mną rozmawiała, jak już będę w grobie?
- Zwariowałeś?! Żeby mnie za wariatkę brali?

Wiesz, bo mam problem z życiem. Nie bardzo mi wychodzi. Niby czasami jakaś mądra myśl się pojawi, jakiś koncept, ale potem nie umiem się w sobie zebrać. Tak wiesz, jakbym żyć nie umiała w pełni. Czytałam milion książek o tym, jak żyć, ale ci co nie umarli często się powtarzają i myślą, że wszystko jest takie proste. Gówno, nie jest! Przepraszam za to gówno, ale wnerwia mnie to. Powiedz, warto? Teraz, kiedy tam leżysz.... myślisz, że było warto? Jakbyś miał wybór i mógł wstać stamtąd i pożyć jeszcze trochę, skorzystałbyś?
................................................................................................................................................
Powiedz, skorzystałbyś?! Jakbym ci powiedziała, że znam magiczne słowo, które budzi umarłych i pozwala im przeżyć w zdrowiu jakieś, powiedzmy, 5-10 lat, aż do drugiej śmierci. Wstałbyś? Gdybym ci powiedziała, że czasami myślę, żeby już z tym skończyć, żeby ulżyć i sobie i innym - próbowałbyś mnie powstrzymać czy raczej pochwaliłbyś taką decyzję? Co?! Powiedz coś! Powiedz, co myślisz o życiu teraz, kiedy już go nie masz? Tęsknisz za życiem? Uważasz, że to był najlepszy moment twojego ciała? Życie?

Znowu się zaśmiała.

"Najlepszy moment twojego ciała...." Nie no, niezła jestem. To dobre. Muszę sobie zapisać, bo to dobre było. A ty nie leż tak w milczeniu. Kurwa, nie leż tak bez słowa! Jesteś moją ostatnią nadzieją, wiesz? Nie pytałam, kiedy żyłeś, pytam teraz, kiedy już umarły jesteś i masz pewną perspektywę. Możesz porównać życie z nieżyciem. Które lepsze? Które byś wybrał? Fajnie tam się leży? Nic ci nie cierpnie, nic nie boli, dusza nie boli, życie nie uwiera.... W porządku jest?
Fuck, stoję tutaj i gadam do ciebie, ludzie się gapią jak na wariatkę, a ty nic? Nie rób mi tego.

Zaczyna rysować labirynty na kartce.

Nie wiem, jak to robić.... Nie wychodzi mi, wiesz? I jak czasami mi tak nie wychodzi kilka razy pod rząd, to zastanawiam się, czy nie fajniej byłoby iść tam, gdzie ty jesteś. Tam, gdzie idzie się po śmierci. Gdzie ty właściwie teraz jesteś? Jest tam jakieś niebo, piekło, jakiś kurwa czyściec? Ha! Ha! Ha! Nie śmiej się ze mnie, jak człowiek taki żywy jest, to nic nie wie o byciu nieżywym. Zresztą sam wiesz, też tak miałeś przecież.
Nie, nie opowiadaj mi o tym, czy jest światło czy nie. Czy jakiś tunel, jakieś wrota, czy się nad ciałem swoim człowiek unosi i widzi siebie z góry. To mnie nie interesuje. Bardziej ciekawi mnie, czy lepiej jest nie żyć. Nie chcę wpadki. Nie chcę, żeby okazało się, że tam jest jeszcze gorzej niż tutaj - wtedy to by była klęska na całego.

Siedzi.

Serio?! Nic?! To ja ci tu znicz piękny przyniosłam... Gadaj, słyszysz?! No powiedz coś!! Proszę!  Chyba nie zostawisz mnie z tym najlepszym momentem ciała i bazgrołami na kartce?! Miałam tutaj odpowiedzi zapisywać! Złote myśli twoje! A ty jak ten Wołodyjowski, żałosne nic!

Kopnęła nagrobek. Chyba ma w nosie, że ludzie się patrzą.

Nie, to nie! Poradzę sobie.

Podeszła do grobu obok.

O, kobieta! Może pani ze mną porozmawia, bo ten facet obok języka w gębie zapomniał. My, kobiety, potrafimy się dogadać, prawda? Ile pani miała lat? No proszę, w chwili zaczęcia nieżycia była pani nieco starsza ode mnie, to może nam pomóc w rozmowie. Mam notatnik, na wypadek gdyby powiedziała pani coś, co warto zapamiętać - lubię mieć ważne rzeczy na piśmie. Możemy mówić sobie po imieniu? To zmniejsza dystans, pomaga zaufać sobie nawzajem. Mam kilka pytań.............................