niedziela, 15 stycznia 2017

dobre owoce

Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą  do was w odzieniu owczym, wewnątrz zaś są wilkami drapieżnymi.
Po ich owocach poznacie ich. Czyż zbierają winogrona z cierni albo z ostu figi?
Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, ale złe drzewo wydaje złe owoce.
Nie może dobre drzewo rodzić złych owoców, ani złe drzewo rodzić dobrych owoców.
Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, wycina się i rzuca w ogień.
Tak więc po owocach ich poznacie.

Mateusza 7; 15-20


15 stycznia 2017 roku
25. finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy

Na niedzielę czekam zawsze cały tydzień. Jest to jedyny dzień w tygodniu, kiedy mogę spać tak długo, jak tylko dusza moja niewyspana zapragnie. W inne dni tygodnia telefon budzi mnie bezwzględnie, nie zwracając uwagi na moje mniej lub bardziej uparte "drzemki" wciskanie. 
Dzisiaj było inaczej. Chcąc nie chcąc (bardziej nie chcąc) wynurzyłam się z pieleszy wcześniej niż zwykle w niedzielę, coby zdążyć na krótki pokaz Aikido, w którym to Myster i Junior mieli wziąć udział. Postanowiłam wspiąć się na te wyżyny poświęcenia i jako przykładna żona i matka być obecną na tymże pokazie. 
Jak już się wstanie to nie jest tak źle. Sanki wzięliśmy, bo napadało i ruszyliśmy do szkoły, gdzie miała być prezentacja. Czas imprezy nie był oczywiście przypadkowy - wszystko było częścią atrakcji przygotowanych w osiedlowej szkole podstawowej z okazji kolejnego finału WOŚP. Sanki zaparkowaliśmy, chłopaki poszli do szatni się w kimona przebrać, a ja usiadłam na ławce w holu szkoły, coby nie stać, skoro można usiąść, a przy okazji żeby sobie popatrzeć, co się w szkole dzieje. 

Pozwólcie na małą retrospekcję. 
Na wprost, pod ścianą, można było kupić książki. Obok mnie, po prawej stronie na jednym ze stołów siedziały panie i malowały chętnym dzieciom buzie, obok nich można było usiąść przy stole i własnoręcznie ozdobić lukrem serce z piernika. W centralnej części holu, na scenie, swój pożałowania godny popis dawał zespół Nemesis - poziom wykonywania przez nich piosenek wolę przemilczeć. Do szkoły cały czas dochodzili ludzie: kobiety, mężczyźni, dzieci, młodzież. Uczniowie szkoły chodzili z puszkami WOŚPu i zbierali pieniądze. Wszyscy (albo niemal wszyscy) nosili przyklejone na piersiach czerwone serduszka.

Kiedy tak siedziałam na tej ławce pod ścianą, pojawił mi się w głowie cytat z biblii "po owocach ich poznacie" i zaraz pod nim wielkie pytanie: czy to może być złe? Akcja, która sprawia, że uczniom chce się w niedzielę przyjść do szkoły, żeby zbierać pieniądze? Akcja, która sprawia, że całe (lub prawie całe) rodziny zbierają się w niedzielę rano, żeby przyjść, zobaczyć i pomóc? Czy złe drzewo, że zostanę przy symbolice biblijnej, może zrodzić dobry owoc uśmiechniętych ludzi, którzy za darmo, w dniu wolnym od pracy, zupełnie dobrowolnie i z dumą dają z siebie coś dla innych? Czy fundacja, która pomaga przez cały rok, w sposób stały, ciągły i w miejscach dostępnych dla wszystkich, może być owocem zła?
Pomyślałam sobie o wielu sezonowych akcjach dobra: o zbieraniu żywności tylko przed świętami zimowymi i wiosennymi, o rozdawaniu odzieży, kiedy robi się zimno, o robieniu programów telewizyjnych i zbieraniu pieniędzy na jedno konkretne dziecko... I myślę sobie: tak, to też jest dobre, ale to są tylko zrywy, krótkie, jednorazowe albo o bardzo ograniczonym zasięgu akcje. Nie dla wszystkich, nie dla mnie na przykład, jeśli zdarzy się, że będę bardzo chora i trafię do publicznego szpitala. Nie dla dzieci i młodzieży, która stanie oko w oko z umierającym człowiekiem i któremu będzie trzeba szybko i bez wahania pomóc. Nie dla dziecka tej pani w ciąży z parteru, która pewnie urodzi zdrowe dziecko, ale nigdy nic nie wiadomo...
Jak, do cholery, pytam głośno: JAK to możliwe, żeby fundacja, która działa na tak szeroką skalę i każdego dnia, CZY ona może być owocem zła? 

Takie miałam myśli, siedząc na ławce pod ścianą w osiedlowej szkle podstawowej...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz