sobota, 8 lipca 2017

pozytywnie od A do Z

To będzie mój alfabet. Kto wie, może uda mi się znaleźć coś dla siebie czy o sobie przy każdej literze alfabetu 
(pomijając ą i ę, bo taka "ąę" raczej nie jestem ;))
Postanowiłam, że będą to rzeczy kojarzące mi się pozytywnie - jęczeć na swój temat umiem bezbłędnie, żadna to dla mnie sztuka. Ten alfabet ma być wyzwaniem - będę szukała takich wyrazów, które będą mi przyjemne. Z pełną świadomością pominę wszystkie te, które i tak już zajęły dużo miejsca w pisaninie.



N

niespokojne nogi
Tak, wiem - miało być pozytywnie, a o nogach żyjących własnym życiem trudno jest mówić w superlatywach. W odróżnieniu jednak od innych rzeczy nieprzyjemnych nogi nie są nabyte - urodziłam się z nimi, więc trudno tak pominąć... Zresztą, może uda mi się bez narzekania? Wyzywam samą siebie - napisz o RLS tonem optymistycznym.
CHYBA mam to po mamie... Moje nogi nie lubią być w bezruchu, szczególnie wtedy, kiedy reszta ciała w bezruchu chce lub być musi (np: siedząc w pociągu, z gośćmi przy stole czy podczas próby zaśnięcia). Czyż to nie zabawne? Siedzisz, dajmy na to, w autokarze, jedziesz z jednego miasta do drugiego, autobus pełen, nie ma możliwości zmiany miejsca czy pochodzenia sobie. I właśnie wtedy w moich nogach rodzi się to uczucie nie do opisania, które zmusza cię do poruszania nogami. Nie jestem w stanie utrzymać ich w ryzach, muszę zacząć tupać, machać, wykręcać i wyginać - inaczej oszaleję. Fajnie, nie? Ciekawskich informuję, że najczęściej uczucie radości ogarnia jedną nogę naraz, natomiast nogi zmieniają się od przypadku do przypadku - takie są dla siebie miłe.
Najlepsza zabawa jest jednak wieczorami, kiedy leżę już w łóżku. Niemal codziennie, tak jakby UCZUCIE wyczuwało, że właśnie próbuję zasnąć. Przybywa niezmiennie, wierne i niezawodne, żeby rozruszać mnie do snu. Razem więc tak sobie leżeć próbujemy - poruszam nogą, jeżdżąc nią po prześcieradle, uginając w kolanie i prostując, trąc stopy o siebie... - nie ma jednego sposobu.
O tym, że zostałam obdarowana przez los taką to a taką "możliwością doświadczania" opowiedziałam nawet zdaje się, że trzem neurologom. I wiecie, co jest w tym wszystkim najzabawniejsze? Ano to, że każdy z nich orzekł, że.... to niemożliwe, abym TO miała. Że to jest choroba osób starszych, a ja jestem zdecydowanie za młoda, żeby jej doświadczać.
Ach, młodym być!

new kids on the block muzyka



O

owoce
Uwielbiam. Najbardziej takie, jakimi stworzone zostały, bez przeróbek. Niech was jednak taka deklaracja nie zmyli - zjem z apetytem owoce w cieście, na cieście, w lodach, z lodami, z jogurtem... Nie jestem tutaj szczególnie wybredna. Koniec i borówka ;)


okna
Bardzo lubię pomieszczenia z dużymi oknami. Najlepiej takim od sufitu do podłogi. Bez firan. Nie lubię firan. Firany w moim odczuciu zaburzają piękną prostotę okna. Podobnie jak kwiaty, precz z doniczkami z moich wymarzonych okien. Moje wymarzone okna są więc duże, bez firan i kwiatów, za to z dużymi parapetami. Mogę sobie na nich siadać i gapić się przez okno. Albo siedzieć tam i czytać. Albo siedzieć tam i słuchać muzyki. Albo siedzieć tam i gapić się przez okno. No to może tak: w ciągu dnia bym sobie tam czytała, a wieczorem słuchałabym muzyki i gapiła się przez okno.
Nie rozumiem, dlaczego osoby, które same budują swoje domy wstawiają tam czasami takie malutkie okienka, jeszcze na dodatek w ramach podzielonych na malutkie części. Czasami te okna mają jeszcze jakieś wymyślne ramy, z łukami na górze, ze złoceniami jakimiś w szybie i inne takie... Toż to jest morderstwo na oknie, na jego czystej, nieskomplikowanej formie. Ile światła ze świata się marnuje przez takie małe świetliki w ścianach... Bez sensu. Gdybym ja budowała sobie dom i gdyby ktoś mnie zapytał, co jest dla mnie najważniejsze, żeby ten dom miał, to bez wątpienia powiedziałabym, że życzę sobie dużych okien w każdym pomieszczeniu. Amen.



odpoczywanie
Jak się nauczę, to dam znać.


odpuszczanie sobie
No, muszę przyznać, że idzie mi coraz lepiej. Tego naprawdę można się nauczyć. Teraz na przykład odpuszczę sobie przekonywanie was, że można. Do tego nie się przekonać, do tego trzeba dojrzeć i w swoim czasie zacząć sobie odpuszczanie. Czego wszystkim i sobie samej życzę.


oświata
Paradoks mojego życia. Nienawidzę z jednej strony i cały czas tam tkwię z drugiej strony. Nie jest to łatwe dla osoby, która tak jak ja ma trudności z prostym dostosowywaniem się. Człowiek styka się codziennie z bezsensem całej tej OŚWIATY, jest przez nią ograniczany i ogłupiany, próbując przy tym zachować zdrowy rozsądek i szacunek dla samego siebie. Jestem tam ciągle chyba tylko dlatego, że mnie ta cała OŚWIATA jeszcze nie przekonała i nie stłamsiła. W dniu, w którym jej się to uda będzie dniem mojej klęski zawodowej.
Nie wiem, dlaczego jest to dla mnie takie ważne - to nie poddawanie się systemowi. Może w sumie łatwiej byłoby robić co każą i nie przejmować się sprawą - w końcu byłaby to realizacja państwowej polityki oświatowej, coś czego się od nauczycieli wymaga i oczekuje. Może. Tylko, że za bardzo daje mi po oczach idea całego systemu, przekonanie, że młodzi ludzie MAJĄ się uczyć tak, a nie inaczej i tego, a nie innego. Założenie, że ktoś tam w gabinecie wie, co jest dla wszystkich dzieci w państwie najlepsze - dla wszystkich, równo, według jednej miary, w oparciu o jedną podstawę. Tak się nie da.
Dlatego staram się OŚWIATY jako takiej nie zauważać - na pohybel!


ooooo, mój boże!
Nad wszystkim czuwa gospodarz domu,
nie da on krzywdy zrobić nikomu,
zawsze pomoże,
o każdej porze,
o mój boże!

I tym optymistycznym akcentem.... 😉



c.d.n....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz