wtorek, 6 stycznia 2015

uratowana (o książce)

Szczerze - bałam się, że w takim stanie już przyjdzie mi żyć, że już nie ma dla mnie nadziei. Bałam się kolejnej, w połowie porzuconej książki. Nie mogłam znaleźć. Snułam się po bibliotece niczym zjawa jakaś, która wprawdzie rzuca cień, temperaturę ma wyższą niż otoczenie i ewidentnie JEST, ale nie ma mocy chwycić w dłonie książki. Brałam to jedną, to drugą, decydowałam się nawet na to, żeby wziąć co to niektórą do domu, ale żal ściskał moje gardło, kiedy po dwóch - trzech rozdziałach czułam wyraźnie, że to nie TO. W głowie się nie mieści, ile trupów niedoczytanych książek zostawiłam po sobie w ostatnim czasie. Zupełnie jakby depresja zagnieździła się w mojej głowie i sercu i czyniła bezsilną wobec zadania doczytania książki do końca.
Przeczytałam Sposób na trudne dziecko, ale cóż to za książka - nauczycielka bardziej niż przyjaciółka. Potrzebna, cieszę się, że ją poznałam, służyć mi ona będzie jednak do zdawania kolejnych egzaminów w pracy i w domu, a nie do przeżywania cudownej podróży GDZIEŚ. Już niemal stawałam z rozpartymi ramionami i zaczynałam wrzeszczeć gdzie moja Dina? gdzie Królowe Polskie? dokąd odeszłaś Królowo Południa? Nie ma? Nie pomogła pani sławna Chutnik i jej Kraina Czarów, nie pomógł Nobel Vargasa Llosa, na nic Nabokov, a nawet Munro. No nie wchodziło, nie mogłam, opuszczałam i po angielsku wychodziłam. Coraz mocniej zaczynając wierzyć, że to, co najpiękniejsze w przeżywaniu książek jest już prawdopodobnie za mną. Smutne, ale może tak musi być.
Snując się po empiku w nadziei na jakiś ZNAK, przerzucając w rękach kartki różnych książek, z przerażeniem kończąc na cenie, zobaczyłam Miniaturzystkę. Coś tam gdzieś o tej książce czytałam, ale nie bardzo kojarzyłam. Zaciekawiła mnie, pomyślałam, że chciałabym ją przeczytać. Cena, niespełna 50 zł, powiedziała do mnie wyraźnie, że kupię ją w internecie za mniej. I kupiłam, i odczekałam swoje.
Przyszła, jak to ma w zwyczaju, zawinięta w papier, niepozorna, ot paczka z książką. Otworzywszy ją i zacząwszy czytać, wpuściłam ją do życia, jak przede mną zrobiło wiele kobiet, dawno, dawno temu. Tamtym kobietom dawała laleczki, figurki, miniatury ich życia - mi dała po raz kolejny poczuć, że jednak są jeszcze książki, przez które mogę przejść gdzieś indziej i znowu poczuć tą niemoc przerwania, powrotu do własnej rzeczywistości.
Chłonęłam. Zostałam przez miniaturzystkę wciągnięta w jej grę, podobnie jak Nella, jedna z bohaterek książki. Inaczej niż ona, która nie podejrzewała jak "znajomość" z miniaturzystką może się skończyć, ja od razu poczułam, że zostałam obezwładniona i bez lęku poddałam się temu. Dziwność, tajemnica - jedna za drugą odkrywana przez NIĄ za pośrednictwem liter - miniatur, zmieniała moje emocje, myśli, grała na moich potrzebach. Już nie musiałam pisać, już nie siedziałam w necie w poszukiwaniach czegoś - już należałam do NIEJ, mogła robić ze mną, co chciała po ostatnią literę. Czułam zimno Amsterdamu, to przenikliwe i paraliżujące, czułam smród ryb - tych świeżych i tych zepsutych. Ogrzewałam się w cieple pieca w cukierni, błądziłam w ciemnościach po wielkim, chłodnym domu, opatulona w szal, słyszałam nawoływania kupców i śmiech dzieci ślizgających się po zamarzniętym kanale. Czekałam z Nellą na jej męża w alkowie, razem z nią pogrążyłam się w rozpaczy odkrywszy jego sekret, zbrodnię i potrzeby. Razem z nią przez dziurkę od klucza podglądałam Marin, szwagierkę, która nago wydała się zupełnie inną osobą i która, podobnie jak chyba wszyscy mieszkańcy tego domu, kryła w trzewiach kolejna tajemnicę. Obserwowałam ohydne zachowania mieszkańców Amsterdamu na widok czarnoskórego Ottona.
A wszystko kryło się w domku dla lalek, konstrukcji wielkości, którą trudno nam sobie dzisiaj wyobrazić. Zabawka dla bogaczy, to pewne. Jak miniaturzystka dowiadywała się o wszystkim, jak do cholery potrafiła, niczym prorokini, przewidzieć dzieje tego domu i jego mieszkańców? Każda laleczka, każda figurka mówiła o tym, co będzie z bezwzględnością lalki, tworu, który nie ma duszy ni serca, więc nie boi się niczego. Skąd wiedziała, jak skończy pies, skąd wiedziała, co ukrywa Marin? Jak to zrobiła, że zgubiłam się z lubością jeszcze raz w świecie książki, choć nie udało się to wcześniej najlepszym?

Może sam odważysz się sprawdzić?
Polecam.


Jessie Burton Miniaturzystka, Wydawnictwo Literackie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz