wtorek, 7 marca 2017

pozytywnie od a do Z

To będzie mój alfabet. Kto wie, może uda mi się znaleźć coś dla siebie czy o sobie przy każdej literze alfabetu 
(pomijając ą i ę, bo taka "ąę" raczej nie jestem ;))
Postanowiłam, że będą to rzeczy kojarzące mi się pozytywnie - jęczeć na swój temat umiem bezbłędnie, żadna to dla mnie sztuka. Ten alfabet ma być wyzwaniem - będę szukała takich wyrazów, które będą mi przyjemne. Z pełną świadomością pominę wszystkie te, które i tak już zajęły dużo miejsca w pisaninie.




F

farbowanie
Chodzi oczywiście o włosy, farbowanie włosów. Jeju, jak ja pragnęłam zafarbować sobie włosy na rudo! To była jakoś tak pierwsza - druga klasa liceum. Wyobrażałam sobie, jak moje długie włosy (tak, był taki czas w moim życiu, kiedy miałam długie włosy 😃) połyskują w słońcu, pięknie się mieniąc rudym blaskiem. Cóż jednak, kiedy dane mi było, miast buntu i kolorów we włosach, przeżywać w tym czasie uniesienia duchowe, którym podobno farbowanie włosów zaszkodzić może. Pókim wierzyłam ludziom, którzy włosów trefić nie kazali (tak, Emilio - istnieje takie SŁOWO 😏), włosy bez połysku żadnego utrudniały mi proces samoakceptacji...
...............Potem było różnie..................
A potem to już włosom moim żyć nie dawałam. Zaczęłam oczywiście od wymarzonych rudości, co farbowanie zmieniając odcień. Potem, krok za krokiem, przesuwałam się - nomen omen - w ciemną stronę, kończąc z granatową czernią na głowie. Potem znowu było rudawo, bo żaden fryzjer nie chciał mi blondu zrobić twierdząc nieprofesjonalnie, że mi w blond hair nie będzie dobrze. Że za blado, że za mało wyraźnie i takie tam. W końcu Dawid z Konina (swoją drogą polecam) powiedział, że owszem, czemu nie. I tak mi zostało do dzisiaj. 😀

Odkryłam, że ikonki można wstawiać, więc się nie dziwcie, że tak ich tutaj pełno 😉



flet
Jest tutaj, bo kiedyś na nim grałam. Ot co.


fałdy
Ręka do góry, kto nigdy nie poświęcił im ani minutki swojej uwagi. Tak nigdy nigdy. Ręka do góry, kto nie wie, o jakie fałdy chodzi... No? Przyznajcie się. Bo jeśli wyjdzie na to, że tylko ja jestem taka dziwna, to trochę się samotna poczuję. Ale tylko trochę - zawsze przecież mam swoje fałdy 😋.
Chodzi oczywiście o fałdy na brzuchu. Proszę się nie śmiać. Tak, był taki czas beztroski, kiedy nie było ważne, ile się waży, w co się wchodzi, a w co nie, jakie się ma proporcje. Zakłócenia pojawiać się zaczęły w ósmej klasie szkoły podstawowej, kiedy to zaczęłyśmy porównywać między sobą (my, dziewczyny z klasy VIII b) prostotę naszych nóg. Ile między nimi szpar, jak się stanie na baczność, ile można pokazać, a co schować. Potem był jako taki spokój, po czym w liceum się zaczęło! Narzekać zaczęły wokół. jakie to grube są, jakie kilogramy muszą zrzucić, na jaką dietę przeszły i ile zrzuciły, jakie mają FAŁDY na brzuchu.... Że co? Wróć - co mają na brzuchu? Fałdy? Mój boże! A czy ja też mam fałdy brzuchowate? MAM?!?!
Ha, jasne, że miałam. Wielkie fałdziska, które gapiły się na mnie w lustrze swoim łypiącym spod fałd pępkiem. Fałdy face-to-face, fałdy z profilu (od tyłka strony nie patrzyłam, bo mi to do głowy w sumie nie przyszło...). Nawet jak się ubrałam, wielkim swetrem przykryłam okolice brzuszne, to nadal CZUŁAM, że tam są, fałdziska wstrętne. Tak mi te fałdy skórne wlazły między pofałdowania w mózgu, że o niczym innym już myśleć nie mogłam. Wszyscy naokoło się odchudzali, odchudzałam się więc i ja... ale to już inna historia. I choć wydawać się to może śmieszne i niedorzeczne, to fałdy zasługują na tę odrobinę miejsca w moim alfabecie.



fryzjer
Pozornie znowu wracamy do tematu włosów, ale tylko pozornie. Bo dla mnie fryzjer (i coś czuję, że nie tylko dla mnie) to coś znacznie więcej, niż tylko kwestia włosów.
Po pierwsze - umówny się - fryzjer jest bardzo ważny. Nie jest łatwo znaleźć kogoś w tym fachu, kto będzie rozumiał twoje potrzeby, kto będzie wiedział, co robi i od kogo wychodząc będziesz się czuł(a) dobrze. Nie jest prosto znaleźć kogoś, kto nie potraktuje twoich włosów tak samo, jak tysiąc poprzednich, prawda? U mnie różnie bywało - czasami człowiek chował się między blokami, przytrzymując kaptur na głowie, żeby z płaczem szybko rozmiękczyć i usunąć skorupę lakieru z włosów, po czym szukał szybko kogoś, kto coś z TYM zrobi. Ale to w sumie rzadko... Z reguły po prostu nie wracałam już do takiego fryzjera i szukałam następnego. Teraz mam swojego ulubionego i trzymam się go z nadzieją, że gdzieś nie wyjedzie i mnie nie zostawi.
Tylko, że ja nie o tym chciałam... Chciałam tylko napisać, że uwielbiam chodzić do fryzjera również ze względu na atmosferę panującą w salonach. I to już bez względu na jakość umiejętności fryzjera - atmosfera jest wszędzie. Kocham te suszarki (ich szum, ciepełko od nich płynące), te fryzjerki przez suszarki przekrzykujące się z klientką. Uwielbiam zapachy szamponów, odżywek, lakierów. Mogłabym się godzinami gapić, jak fryzjerzy tworzą fryzurę, te ich szczoty wielkie, papiloty, nożyczki, sreberka. A kiedy jest moja kolej i kiedy zaczynają mi we włosach grzebać, czesać, obcinać, głaskać, sprawdzać, czy równo, i jeszcze jak mnie suszarką potraktują... mmmm, sama przyjemność 😏




c.d.n....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz