czwartek, 17 stycznia 2019

#rozmowyzsynem

Idziemy razem przez miasto. Rzadko się to zdarza, żebyśmy tak razem szli, bo mój syn nie jest miłośnikiem świeżego (???) powietrza. Dzisiaj ze mną wyszedł, bo czasami tak ma - chyba lubi mieć to poczucie spełnionego obowiązku i od czasu do czasu wychodzi ze mną na drugą stronę ściany. Jest nawet przyjemnie, nie pada, słońce świeci - da się tak iść przez to miasto. Przy sklepie, który właśnie mijamy stoi para, mężczyzna i kobieta pogrążeni w rozmowie ze sobą, elegancko ubrani i grzecznie się do siebie uśmiechający. Przed nimi stoją dwa stojaki z materiałami traktującymi o ich poglądzie na świat, wiarę i koniec wszystkiego.
- Ja bym się wstydził tak stać na ulicy - zagadnął syn.
- No, ja chyba też - odpowiadam - nie nadawałabym się do takiego zadania.
- A kim oni w ogóle są?
- To Świadkowie Jehowy. Jeden z różnych kościołów, jakie działają w Polsce.
- A ty mamo wierzysz? - nie "skąd się biorą dzieci?", nie "co to jest podpaska?", tylko pytaniem o wiarę zastrzelił mnie mój syn.
- Mhm..., to trudne pytanie. Z jednej strony nie umiem jakoś powiedzieć, że nie wierzę, ale też nie praktykuję żadnej wiary, nie należę do żadnego kościoła. Jakoś układam sobie życie bez tego wszystkiego.
Idziemy chwilę w milczeniu. Ja sobie myślę o czymś tam, syn myśli o czymś swoim. Parę za stojakami mamy już daleko za sobą. W pewnym momencie z mojej lewej strony pada kolejne pytanie:
- Skąd wiadomo, co jest prawdą?
Szlag! Że też musieli ustawić się z tymi swoimi gazetkami właśnie tutaj, właśnie teraz.
- Moim zdaniem nikt tak naprawdę nie wie, co jest prawdą. Dla Świadków Jehowy prawdą jest to, w co oni wierzą. Dla katolików prawdą jest to, w co oni wierzą. Tak jest z każdym kościołem. Są też ludzie, którzy nie wierzą w żadnego boga - i oni też są przekonani, że znają prawdę. Kto miałby powiedzieć ludziom, co jest jedną, obiektywną prawdą? No nikt. I chyba dlatego na świecie jest miejsce dla każdego człowieka, bez względu na to, co jest dla niego prawdziwe.
- No właśnie. Niektórzy mówią, że człowiek pochodzi od małpy, inni, że stworzył go Bóg. Mój kolega mówił, że to Bóg doprowadził do wielkiego wybuchu i tak powstał świat. Wiesz, takie dwa w jednym.
- Kto wie, może ma rację. A może nie - chyba nigdy się tego nie dowiemy.
- Ja nie czuję potrzeby chodzenia do kościoła.
- W porządku.
- Nie wiem, czy w coś wierzę czy nie.
- I tak jest dobrze. Masz prawo do szukania swojej prawdy tak długo, jak długo nie krzywdzisz tym innych. Dla ciebie też jest miejsce na tym świecie.
- I dla Psicy.
- I dla Psicy też.



P.S.
Ta rozmowa nigdy nie miała miejsca, choć istnieje możliwość, że jej fragmenty pojawiły się w naszych rozmowach. To taka próba szukania sposobu na pokazanie dziecku, że każdy ma prawo być takim, jakim jest - tutaj akurat bez względu na wyznawaną bądź nie wiarę. Ot, taka moja wewnętrzna potrzeba. O dziwo, wyszło mi na to, że wcale nie potrzeba tutaj używać wielkich słów.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz