piątek, 24 stycznia 2014

sesja

- A gdybyś się nie bała?

- Gdybym się nie bała? Skąd to pytanie?

- Tak się zastanawiam, czy myślałaś o tym, jak wyglądałoby twoje życie, twój dzisiejszy, jutrzejszy dzień, gdybyś się nie bała. Myślałaś o tym?

- Mój dzień bez lęku? Dzień bez małej białej tabletki? Tak, jak u zwykłych ludzi?

- Dokładnie. Bez konieczności łykania tabletek przeciwlękowych, bez myśli o bezsensie jakiekolwiek ruchu. Tak, jak się wyraziłaś, jak u normalnych ludzi. Zwykłych ludzi. Myślałaś o tym, jak wyglądałoby twoje życie, gdyby nie było potrzeby naszych cotygodniowych spotkań?

- Szczerze mówiąc, nie.

- A mogłabyś spróbować teraz?

- Teraz? Tutaj? Przy tobie?

- Tak, teraz, przy mnie. Spotykamy się już jakiś czas, chyba moja obecność nie jest dla ciebie krępująca.

- Nie,  nie jest.

- No więc....?

- Mhm, gdybym się nie bała...

Zawiesza głos. Obserwuję jej twarz, jej usta, oczy. Uśmiecha się lekko. To zadziwiające, jak samo wyobrażenie sobie czegoś przyjemnego zmienia twarz człowieka. Nie miałem żadnych wątpliwości, że to, o czym właśnie myśli, jest dla niej przyjemne. Nie patrzy na mnie, jej wzrok jest skierowany gdzieś poza - nie, nie ponad mnie, nie za mnie, ale gdzieś zupełnie poza. Tam, gdzie nie będę miał wstępu, jeśli mi o tym POZA nie opowie. A myślę, że opowie. Chce tego, widzę, jak zaczyna oddychać - swobodniej, jakby z przyjemnością nabiera powietrza i je wypuszcza z płuc. O fuck, gdybym jej nie znał, pomyślałbym, że ta oto pani siedząca przede mną za chwilę spróbuje przekroczyć ową nieprzekraczalną granicę dzielącą psychoterapeutę od klienta. Więcej - czuję, że gdyby chciała to zrobić, to byłoby mi trudno jej się oprzeć. Co tam w sobie chowasz? No, powiedz mi w końcu. Czyżby to niewinne pytanie o życie bez lęku otworzyło w niej drzwi, o których nie miałem zielonego pojęcia?

Poprawia się na fotelu, prostuje plecy, zakłada nogę na nogę. Wzrok z POZA przenosi na swoją prawą dłoń. Zaczerpuje powietrza.

- Gdybym się nie bała, pomalowałabym dzisiaj paznokcie na czerwono. Albo nie. Dzisiaj wybrałabym kolor wiśniowy, mocny, wiesz, taki ciemny czerwony, jakby z brązem zmieszany.

- No cóż, szczerze mówiąc musiałbym ten kolor zobaczyć, nie mam za dobrej wyobraźni, jeśli chodzi o kolory...

- Może, kiedyś... Może kiedyś przyjdę na nasze spotkanie z tak właśnie pomalowanymi paznokciami. Mam taki lakier w domu, tylko, że.... się boję...

Na chwilę wraca dobrze znana mi niby kobieta, a jakby dziewczynka, która nie wie, co ma ze sobą począć, jak żyć i co zrobić, żeby żyć jak najmniej. Nie mogę pozwolić na ten powrót, chcę tej kobiety, której obecność groziła mi przekroczeniem linii etyki zawodowej.

- Czy coś jeszcze?

- Słucham?

- Czy tylko paznokcie? To wszystko, co  byś zrobiła dzisiaj, gdybyś się nie bała?

- Nie, no co pan. To tylko taka pierwsza rzecz, jaka przyszła mi do głowy.

Uśmiech kobiety wraca. Miło.

- Możesz mi wierzyć lub nie, ale suszyłabym te paznokcie tańcząc. Nie można wierzyć etykietom na buteleczkach, kiedy piszą, że lakier wysycha w 45 sekund. Może wysycha szybciej niż tradycyjny, ale nie ma co spieszyć się z wykonywaniem innych czynności, Trzeba poczekać, żeby dobrze wysechł. Włączyłabym muzykę, głośno. Nie bałabym się sąsiadów, że za głośno. Tańczyłabym, śpiewała. Wyobrażałabym sobie, że jestem tą gwiazdą, że jestem na scenie i tańcząc śpiewałabym na głos. Wiesz, że ja mam całkiem niezły głos? I tańczę też nieźle.

Mówi to w taki sposób, uśmiecha się do mnie tak, że nie mam najmniejszej wątpliwości, że mówi prawdę.

- Wiesz, gdybym się nie bała, to chodziłabym do pracy. Robiłabym to bez zastanawiania się, czy to ma sens czy nie. Umiałabym podejść do pracy racjonalnie, bez lęku, bez roztrząsania każdego zdarzenia, czy było klęską wielką czy tylko po prostu klęską. Nie bałabym się ludzi. Nie słyszałabym ich myśli, ich śmiechu wewnętrznego z tego, co zrobiłam źle, nie tak. Ich złość powoduje, że nie umiem być przy nich sobą, staram się ich wszystkich zadowolić...

- Zaraz, zaraz, zapędziła się pani trochę. Nie o tym mieliśmy rozmawiać - nie o tym, czego się boisz, ale o tym, jakby to było nie bać się tych wszystkich rzeczy.

- Tak, wiem. Gdybym się nie bała, nie byłoby tego wszystkiego, tej schizy całej mojej prywatnej. Wchodziłbym do pracy odważna, raz uśmiechnięta raz nie - w zależności od nastroju. Witałabym się ze wszystkimi, zrobiłabym sobie kawę bez przepraszania, że istnieję. Nie czułabym na sobie obowiązku być zawsze dowcipną. Byłabym taką, jaką bym była. Rozumiesz mnie?

- Myślę, że tak.

Znowu jej ze mną nie ma, znowu jest POZA. Nie jest wyzywająca, nie robi z siebie gwiazdy, ale widzę w niej pewne poczucie pewności siebie, co czyni ja atrakcyjną i pociągającą. Zdumiewające, jak wiele zabiera sobie pozwalając, żeby lęk rządził jej życiem. Chciałbym zrobić jej teraz zdjęcie i pokazać jej, jak świetnie wygląda. Nie urodą zewnętrzną,zresztą brak makijażu, niedbała fryzura i przypadkowo założone rzeczy nie czynią jej dla otoczenia szczególnie atrakcyjną. Mimo t jestem przekonany, że niejedna osoba zobaczyłaby w niej to COŚ. Teraz, w tej ulotnej chwili, kiedy pozwala sobie wyobrazić, jakby to było, gdyby się nie bała.

- Chciałabyś tak?

- Słucham?

- Pytałem, czy chciałaby pani tak żyć? Tak, jak mi przed chwilą opowiedziałaś, choć pewnie to jest dopiero pierwszy rozdział opowiadania o życiu bez lęku. Chciałabyś tak?

- Co za głupie pytanie, panie mój psychoterapeuto. Czyż to nie oczywiste? Każdy chciałby tak żyć.

- Nie pytam o każdego, pytam o panią. Proszę odpowiedzieć: tak czy nie?


Wyszła nie odpowiadając




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz