piątek, 10 lipca 2015

jezioro, burza i szyszki

Niech się czytelnik  nie spodziewa ładu i składu w słowach poniżej. Są one raczej mało uczesane i poukładane - dokładnie tak, jak jej włosy na wszelkich wyjazdach. Brak odpowiednio miękkiej wody w kranach wynajmowanych na tydzień, prostownica wisząca na haku w łazience w domu, bezczynnie i bezużytecznie, próbki szamponów z gazet - włosy nigdy nie są dobrze ułożone na wakacjach. Kiedyś, kiedy była młodsza, przejmowała się tym nawet, zabierała ze sobą cały zestaw małego fryzjera domowego, żeby w drodze nad jezioro czy na plażę nadmorską, co liczy się w metrach od 30 do może 500, otóż żeby w drodze tej krótkiej czuć się pięknie, czuć się UCZESANIE. Teraz z tego wyrosła, dojrzała i śmieje się tylko z siebie, że taka głupia była. Która z nas tak nie ma?

Tym razem będzie dane czytelnikowi nad jeziorem pobyć. Pogoda kapryśna, było już gorąco, burza była, było zimno i wietrznie, teraz się wypogadza. Co przyniesie jutro nie wiadomo. Jezioro jest średnio czyste, ośrodek przyjemnie nie wypełniony po brzegi ludźmi, co sobie nasza bohaterka chwali. I nie tylko dlatego, że mało ludzi jej włosy zobaczy - choć to, mimo dojrzałości wcześniej wspomnianej chodzi jej po głowie - ale też dlatego, że ludzie na wakacjach generalnie jej przeszkadzają. Te ich brzuchy wielkie, owłosione niczym nie przykryte, te piersi wielkie, w stroje wciśnięte, upchane, na widok wystawione. Łażą tak dnie całe, nieważne, czy akurat są na plaży czy też przed domkiem swoim siedzą, wcale nie na słońcu, bo domki wśród drzew stoją. Niby mówi wszystkim, że jest tolerancyjna, że po wyglądzie ludzi nie ocenia, że niech każdy wygląda, jak chce i tak dalej, ale na wyjazdach wakacyjnych jej tolerancja chyba z prostownicą na haku w łazience wisi. I się kisi. No więc ludzi nie lubi, generalnie, choć nie bez wyjątków. Zdarza się jej znajomość wakacyjna, przelotna, słoneczna, krótka, ale przyjemna. Nie mówi wtedy nie. I owszem, chętnie sobie od czasu do czasu z kimś porozmawia - nie za długo i nie za często, ale z przyjemnością i ochotą. Wyjątek ten musi jednak spełniać pewne kryteria, inaczej nie ma szans. Nie może mieć dużego brzucha. To znaczy brzuch mieć może, ale musi go chować będąc w miejscach innych niż plaża - porządek musi być. Po drugie Wyjątek nie może grillować. Grill i brzuch stanowią dla niej kombinację nie do przyjęcia, no nie jest w stanie się przemóc. Żadna ilość piwa przy brzuchu i grillu nie pomoże, każda ilość piwa za to zaszkodzić może, pogorszyć znaczy.

W nocy była burza. Silna i głośna. Pioruny huczały nad dachem domku, grzmoty waliły z nieba wywołując u niej ból głowy, Nie miała wyjścia - musiała wstać, poszukać torebki, w torebce poszukać tabletek przeciwbólowych, potem poszukać butelki z wodą  i połknąć pigułkę. Kubka do wody już jej się szukać nie chciało, wypiła z gwinta. Teraz wystarczy położyć się, swoje odczekać, aż tabletka zacznie działać i może dopiero wtedy zaśnie. Jeszcze nigdy nie udało jej się zasnąć z bólem głowy - taki defekt i taka wrażliwość na ból tej właśnie części ciała. Grzmoty nie pomagały, każde walnięcie trafiało jakby prosto w lewy oczodół, gdzie tym razem zagnieździł się ból. Sprawę pogarszały szyszki. Tak, szyszki. Pełno ich na drzewach, wśród których postawiono domki w ośrodku. Silny wiatr te szyszki z drzew strącał, a one ŁUP! ŁUP! o dach waliły, a jakby chciały dziurę w czole zrobić, dostać się do mózgu i pogrzebać w nim trochę, żeby bardziej bolało. Chociaż podobno mózg nie boli, to była przekonana, że jej własny zemściłby się na niej bólem okrutnym. Za co ta zemsta? A kto go tam wie.... Przycisnęła mocno dłonie do skroni, zamknęła oczy i czekała – to wszystko, co mogła zrobić.
W końcu zasnęła, a kiedy otworzyła oczy na zewnątrz było jasno i cicho.

Żeby kupić chleb trzeba iść do miasteczka. Można samochodem, można też pieszo, wzdłuż jeziora. Dzisiaj poszła pieszo. Pogoda nieciekawa, z gorąca człowiek nie padnie, a może się trochę rozgrzeje. Na ścieżce ludzi mało, pochowali się po domach i domkach, nikomu nie chce się nosa na dwór wyciągać. Urlop, cholera! Pieprzone lato! Niech to szlag! Podciągnęła zamek od bluzy wyżej, żeby w szyję jej nie wiało i przyspieszyła. Liczyła na to, że energia ruchu (jak się ona nazywa?) przemieni się w energię cieplną. Pamięta ze szkoły, że taki proces jest możliwy. Kiedy weszła w miasteczko pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła, był kościół. Mhm, stoi w każdej mieścinie – pomyślała. Taki nasz folklor polski i taka uroda. Nie przepadała za takim obrazem Polski – obsianej kościołami, źle jej się to kojarzyło. Ale dzisiaj, mijając ten mały, całkiem ładny kościół, nie wiedzieć czemu, pomyślała, że jest jak jest i nic na to nie poradzi. Potrzebują kościołów to sobie je budują. Stoją w tylu miejscach, bo najwidoczniej tyle ich ludziom potrzeba. Szkoda nerwów na przejmowanie się takimi rzeczami.
Tak sobie myślała idąc po chleb, dokładnie tak.

Kupiła oczywiście dużo więcej niż bochenek chleba. Zawsze tak jest – jak już znajdzie się w sklepie, to nie umie nie przejść pomiędzy wszystkimi półkami. A jak już między nimi przechodzi, to zauważa to i owo. A jak już zauważy, to nie potrafi do koszyka nie włożyć. Kupiła więc nie tylko chleb, ale także czereśnie, nektarynki i ogórki. Dołożyła też jogurty, wafelki o smaku chałwowym, dietetyczne wafelki kukurydziane (zero cukru, zero tłuszczu, zero wyrzutów sumienia z zjedzenia całej paczki na raz) i paczkę słonecznika łuskanego. Sporo było do niesienia w drodze powrotnej. Uwielbia zakupy!

Ciało ma białe jak jasna mąka i nic nie zapowiada, żeby się podczas tego urlopu opaliła. Pogoda pod psem, słońca jak na lekarstwo, a przy jej tendencji do się-nie-opalania potrzebowała tego słońca dużo i konsekwentnie. No trudno. Nad tym płakać nie będzie, bo i ciałem nie zamierza nigdzie świecić – ani tym białym ani tym hipotetycznie opalonym. Natomiast z braku ciepła cierpi bardzo. Chłód od niej bije, wali z ciała jak z armatki śnieżnej i znikąd ciepła nie może zaczerpnąć. Uwielbia ciepło, lubi grzać się w bardzo wysokich temperaturach, za to nie znosi zimna. Już mała jego dawka powoduje u niej zamarzanie poczucia przyjemności, chęci do życia i działania. Z każdym minusem proces postępuje, tak, że zimą to najchętniej zapadłaby w sen zimowy, żeby utrzymać ciało przy życiu. Dlatego w takie dni, jak te teraz bardzo cierpi. Czeka na lato cały rok, odlicza miesiące jesienne i zimowe, skreśla Marzanny, wymazuje kolorowe liście z krajobrazu, żeby tylko doczekać końca marca, potem kwietnia, maja.... Krew zaczyna jej w żyłach znowu krążyć, odmarza ciało, centymetr po centymetrze, zaczyna różowieć w środku. Lato powinno być ciepłe, gorące. Tak było i powinno być nadal. Nie wolno zmieniać świata, tak się nie robi. Żadne ocieplenie klimatu, żadne zmiany klimatyczne nie powinny mieć miejsca! Jak się komuś obiecuje cztery pory roku, jak się komuś każe przeżywać zimę i jesień, to wiosna i lato powinny po nich następować!
Do kogo ma napisać ta petycję?

..........................................................


No nie – jak już tyłek zaczyna marznąć w ubikacji, to znak, że czas pakować manatki

..................................................



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz