Niech
się czytelnik nie spodziewa ładu i składu w słowach
poniżej. Są one raczej mało uczesane i poukładane - dokładnie
tak, jak jej włosy na wszelkich wyjazdach. Brak odpowiednio miękkiej
wody w kranach wynajmowanych na tydzień, prostownica wisząca na
haku w łazience w domu, bezczynnie i bezużytecznie, próbki
szamponów z gazet - włosy nigdy nie są dobrze ułożone na
wakacjach. Kiedyś, kiedy była młodsza, przejmowała się tym
nawet, zabierała ze sobą cały zestaw małego fryzjera domowego,
żeby w drodze nad jezioro czy na plażę nadmorską, co liczy się w
metrach od 30 do może 500, otóż żeby w drodze tej krótkiej czuć
się pięknie, czuć się UCZESANIE. Teraz z tego wyrosła, dojrzała
i śmieje się tylko z siebie, że taka głupia była. Która z nas
tak nie ma?
Tym
razem będzie dane czytelnikowi nad jeziorem pobyć. Pogoda kapryśna,
było już gorąco, burza była, było zimno i wietrznie, teraz się
wypogadza. Co przyniesie jutro nie wiadomo. Jezioro jest średnio
czyste, ośrodek przyjemnie nie wypełniony po brzegi ludźmi, co
sobie nasza bohaterka chwali. I nie tylko dlatego, że mało ludzi
jej włosy zobaczy - choć to, mimo dojrzałości wcześniej
wspomnianej chodzi jej po głowie - ale też dlatego, że ludzie na
wakacjach generalnie jej przeszkadzają. Te ich brzuchy wielkie,
owłosione niczym nie przykryte, te piersi wielkie, w stroje
wciśnięte, upchane, na widok wystawione. Łażą tak dnie całe,
nieważne, czy akurat są na plaży czy też przed domkiem swoim
siedzą, wcale nie na słońcu, bo domki wśród drzew stoją. Niby
mówi wszystkim, że jest tolerancyjna, że po wyglądzie ludzi nie
ocenia, że niech każdy wygląda, jak chce i tak dalej, ale na
wyjazdach wakacyjnych jej tolerancja chyba z prostownicą na haku w
łazience wisi. I się kisi. No więc ludzi nie lubi, generalnie,
choć nie bez wyjątków. Zdarza się jej znajomość wakacyjna,
przelotna, słoneczna, krótka, ale przyjemna. Nie mówi wtedy nie. I
owszem, chętnie sobie od czasu do czasu z kimś porozmawia - nie za
długo i nie za często, ale z przyjemnością i ochotą. Wyjątek
ten musi jednak spełniać pewne kryteria, inaczej nie ma szans. Nie
może mieć dużego brzucha. To znaczy brzuch mieć może, ale musi
go chować będąc w miejscach innych niż plaża - porządek musi
być. Po drugie Wyjątek nie może grillować. Grill i brzuch
stanowią dla niej kombinację nie do przyjęcia, no nie jest w
stanie się przemóc. Żadna ilość piwa przy brzuchu i grillu nie
pomoże, każda ilość piwa za to zaszkodzić może, pogorszyć
znaczy.
W
nocy była burza. Silna i głośna. Pioruny huczały nad dachem
domku, grzmoty waliły z nieba wywołując u niej ból głowy, Nie
miała wyjścia - musiała wstać, poszukać torebki, w torebce
poszukać tabletek przeciwbólowych, potem poszukać butelki z wodą
i połknąć pigułkę. Kubka do wody już jej się szukać nie
chciało, wypiła z gwinta. Teraz wystarczy położyć się, swoje
odczekać, aż tabletka zacznie działać i może dopiero wtedy
zaśnie. Jeszcze nigdy nie udało jej się zasnąć z bólem głowy -
taki defekt i taka wrażliwość na ból tej właśnie części
ciała. Grzmoty nie pomagały, każde walnięcie trafiało jakby
prosto w lewy oczodół, gdzie tym razem zagnieździł się ból.
Sprawę pogarszały szyszki. Tak, szyszki. Pełno ich na drzewach,
wśród których postawiono domki w ośrodku. Silny wiatr te szyszki
z drzew strącał, a one ŁUP! ŁUP! o dach waliły, a jakby chciały
dziurę w czole zrobić, dostać się do mózgu i pogrzebać w nim
trochę, żeby bardziej bolało. Chociaż podobno mózg nie boli, to
była przekonana, że jej własny zemściłby się na niej bólem
okrutnym. Za co ta zemsta? A kto go tam wie.... Przycisnęła
mocno dłonie do skroni, zamknęła oczy i czekała – to wszystko,
co mogła zrobić.
W
końcu zasnęła, a kiedy otworzyła oczy na zewnątrz było jasno i
cicho.
Żeby
kupić chleb trzeba iść do miasteczka. Można samochodem, można
też pieszo, wzdłuż jeziora. Dzisiaj poszła pieszo. Pogoda
nieciekawa, z gorąca człowiek nie padnie, a może się trochę
rozgrzeje. Na ścieżce ludzi mało, pochowali się po domach i
domkach, nikomu nie chce się nosa na dwór wyciągać. Urlop,
cholera! Pieprzone lato! Niech to szlag! Podciągnęła zamek od
bluzy wyżej, żeby w szyję jej nie wiało i przyspieszyła. Liczyła
na to, że energia ruchu (jak się ona nazywa?) przemieni się w
energię cieplną. Pamięta ze szkoły, że taki proces jest możliwy.
Kiedy weszła w miasteczko pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła, był
kościół. Mhm, stoi w każdej mieścinie – pomyślała. Taki nasz
folklor polski i taka uroda. Nie przepadała za takim obrazem Polski
– obsianej kościołami, źle jej się to kojarzyło. Ale dzisiaj,
mijając ten mały, całkiem ładny kościół, nie wiedzieć czemu,
pomyślała, że jest jak jest i nic na to nie poradzi. Potrzebują
kościołów to sobie je budują. Stoją w tylu miejscach, bo
najwidoczniej tyle ich ludziom potrzeba. Szkoda nerwów na
przejmowanie się takimi rzeczami.
Tak
sobie myślała idąc po chleb, dokładnie tak.
Kupiła
oczywiście dużo więcej niż bochenek chleba. Zawsze tak jest –
jak już znajdzie się w sklepie, to nie umie nie przejść pomiędzy
wszystkimi półkami. A jak już między nimi przechodzi,
to zauważa to i owo. A jak już zauważy, to nie potrafi do koszyka
nie włożyć. Kupiła więc nie tylko chleb, ale także czereśnie,
nektarynki i ogórki. Dołożyła też jogurty, wafelki o smaku
chałwowym, dietetyczne wafelki kukurydziane (zero cukru, zero
tłuszczu, zero wyrzutów sumienia z zjedzenia całej paczki na raz) i
paczkę słonecznika łuskanego. Sporo było do niesienia w drodze
powrotnej. Uwielbia zakupy!
Ciało
ma białe jak jasna mąka i nic nie zapowiada, żeby się podczas
tego urlopu opaliła. Pogoda pod psem, słońca jak na lekarstwo, a
przy jej tendencji do się-nie-opalania potrzebowała tego słońca
dużo i konsekwentnie. No trudno. Nad tym płakać nie będzie, bo i
ciałem nie zamierza nigdzie świecić – ani tym białym ani tym
hipotetycznie opalonym. Natomiast z braku ciepła cierpi bardzo.
Chłód od niej bije, wali z ciała jak z armatki śnieżnej i znikąd
ciepła nie może zaczerpnąć. Uwielbia ciepło, lubi grzać się w
bardzo wysokich temperaturach, za to nie znosi zimna. Już mała jego
dawka powoduje u niej zamarzanie poczucia przyjemności, chęci do
życia i działania. Z każdym minusem proces postępuje, tak, że
zimą to najchętniej zapadłaby w sen zimowy, żeby utrzymać ciało
przy życiu. Dlatego w takie dni, jak te teraz bardzo cierpi. Czeka
na lato cały rok, odlicza miesiące jesienne i zimowe, skreśla
Marzanny, wymazuje kolorowe liście z krajobrazu, żeby tylko
doczekać końca marca, potem kwietnia, maja.... Krew zaczyna jej w
żyłach znowu krążyć, odmarza ciało, centymetr po centymetrze,
zaczyna różowieć w środku. Lato powinno być ciepłe, gorące.
Tak było i powinno być nadal. Nie wolno zmieniać świata, tak się
nie robi. Żadne ocieplenie klimatu, żadne zmiany klimatyczne nie
powinny mieć miejsca! Jak się komuś obiecuje cztery pory roku, jak
się komuś każe przeżywać zimę i jesień, to wiosna i lato
powinny po nich następować!
Do
kogo ma napisać ta petycję?
..........................................................
No
nie – jak już tyłek zaczyna marznąć w ubikacji, to znak, że
czas pakować manatki
..................................................
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz