wtorek, 26 listopada 2013

badanie naukowe

Cel badania:
zidentyfikowanie modeli wychowywania dziecka w przeciętnej polskiej rodzinie

Metoda badania:
obserwacja

Technika badania:
obserwacja w terenie

Narzędzie badawcze:
ze względu na ryzyko zaburzenia naturalności sytuacji badawczej, badacz nie użył żadnego narzędzia.

Hipoteza:
Metody wychowawcze w rodzinach są różne, ale celem ich jest zawsze zaspokajanie najważniejszych potrzeb dziecka.

Przebieg badania.
Obszarem, na którym dokonano obserwacji była poczekalnia w poradni pediatrycznej. Badacz, aby sytuacja była w pełni naturalna, przybył na miejsce z dzieckiem w wieku lat siedmiu niejako na wizytę do lekarza. Recepcjonistka nie była w badanie wtajemniczona, podobnie jak lekarz - osoby te nie były świadome przeprowadzonego badania. Badacz siedział trzymając dziecko na kolanach, od czasu do czasu markował zabawę z dzieckiem w łapki, przez cały czas dokładnie obserwując obecne na poczekalni osoby z dziećmi, zwane dalej podmiotami badania (celowo nie użyto słowa przedmiot badań, obserwowani bowiem byli istotami ludzkimi).

Obserwacja.
Podmiot nr 1
Tutaj zasadnym byłoby użyć liczby mnogiej, ponieważ z dwójką dzieci (jedno w wieku przedszkolnym, drugie dopiero co uczące się chodzić) przyszły jak następuje: matka tych dzieci, ich babcia i opiekunka młodszego z rodzeństwa. Sumując - z dwójką dzieci były 3 dorosłe osoby. Na początku dziwiło to (bezstronnie) badacza, ale sytuacja szybko się wyjaśniła. Otóż:
- matka weszła z dziećmi do gabinetu lekarskiego, wizyta trwała około 20 minut, babcia i opiekunka w tym czasie rozmawiały sobie swobodnie na poczekalni,
-  babcia miała za zadanie po wizycie zawieść starsze dziecko do przedszkola (była godzina ok. 11:00, dziecko z pewnością spóźniło się na II śniadanie, nie mówiąc już o zajęciach; ponadto należy wysnuć wniosek, że zabierając ze sobą babcię dziecka matka założyła, że dziecko nie będzie na tyle chore, żeby nie iść do przedszkola),
- zadaniem opiekunki było zająć się młodszym chłopcem (po wyjściu z gabinetu matka od razu oddała syna w jej ręce, ona zabrała się za pojenie dziecka, podczas gdy mama zaczęła się ubierać).
Finał sytuacji był taki, że pierwsza wyszła matka, zostawiając dzieci ze starszymi paniami, one natomiast zajęły się ubieraniem dzieci. Babcia wyszła pierwsza, opiekuna z maluchem ostatnia. Przed wyjściem z poczekalni matka zapytała jeszcze opiekunkę, czy mogłaby dzisiaj dłużej zostać i odebrać starszą córkę z przedszkola.

Podmiot nr 2
Ojciec z córką w młodszym wieku szkolnym, tak na oko (choć dzisiaj te dzieci tak szybko rosną, że równie dobrze mógł to być starszy przedszkolak). Najpierw córka bawiła się sama w kąciku dla dzieci, tata w tym czasie wykonał dwa telefony. Potem córka podeszła do taty, ten wziął ją na kolana i tak siedząc razem bawili się jakąś grą na smartfonie, śmiejąc się głośno. Szybko do gabinetu weszli, szybko wyszli, po minach obydwojga można było odczytać, że ze zdrowiem dziecka wszystko w porządku. Wyszli razem.

Podmiot nr 3
Młoda mama z chłopcem w wieku przedszkolnym (tym razem zdecydowanie młodszym wieku przedszkolnym). Mama od razu zaczęła się z dzieckiem bawić w kąciku dla dzieci. Wypytywała go skrupulatnie, jakiego koloru jest dana figura i jak ta figura się nazywa. Chłopiec, najwidoczniej już wcześniej wyuczony przez tego i owego dorosłego, pięknie cytował "niebieski kwadrat", "fioletowy trójkąt", nie zawsze prawidłowo wymawiając te trudne dla niego słowa. Potem była zabawa liczbami. Dziecko było rozmowne, nawet jak weszli do gabinetu, to ewidentnie zdominowało wizytę. Było go słychać na korytarzu, coś tam spadło, dziecko oznajmiło, że chce już iść i w ogóle było bardzo zabawnie (wnioskując ze śmiechu przebywających tam matki i lekarki).

Podmiot nr 4
Mama z najmłodszym na poczekalni dzieckiem. Maleństwo siedziało już, ale jeszcze nie chodziło i właściwie nic nie mówiło. Obydwoje, matka i dziecko, siedziały spokojnie na sofie. Mama wpatrzona w latorośl z nieustającym kojącym uśmiechem matki pełnej spokoju na twarzy. Dziecko siedzące, nikomu nie wadzące, spokojnie czekające.

Wnioski z badania.
Nie ma jednego sposobu wychowywania dziec wśród rodziców z różnych domów i środowisk. Co rodzina, to inne zupełnie postępowanie z dzieckiem.
1. Są rodzice, którzy i owszem, pójdą z dzieckiem do lekarza, ale zrobią to w przerwie na lunch i z obstawą opiekunek i babć. Nie ma mowy o braniu opieki nad dzieckiem chorym, nie ma mowy o daniu dziecku dnia wolnego od przedszkola. Wszystko szybko, szybko, rozdzielenie dzieci między inne osoby i na odchodnym jeszcze zawiadomienie opiekunki, że dzisiaj się pani domu spóźni.
2. Ojcowie mają większy dystans - skoro dziecko jest chore, to się idzie z nim do lekarza, bez zbędnych ceregieli, załatwia się sprawę szybko i sprawnie i pięknie mówi innym do widzenia. Po dziecku nie widać, żeby czuło się w takiej jasnej sytuacji źle.
3. Są mamy małych geniuszy, a przynajmniej takimi chcą być. Dziecko odkąd zaczyna mówić, a nawet jeszcze wcześniej, uczone jest geometrii, tabliczki mnożenia, liczenia w zakresie 100, że o kolorach nie wspomnę. Oklaski otoczenia w pełni usprawiedliwiają roszczeniową postawę dziecka, jego poczucie bycia ważnym, ba - najważniejszym, tak, że nawet jak u lekarza mama powinna rozmawiać, to on opanowuje całą sytuację. Jest przecież taki mądry!
4. I są mamy dzieci małych. Takie bobo jeszcze  nie mówi, więc mu dają spokój na razie z pisaniem i czytaniem. Mama póki co jest na urlopie macierzyńskim, więc o opiekunce jeszcze nie myśli, jeszcze jest mamą na pełen etat. A tata? No cóż, teraz to głównie ona zajmuje się dzieckiem, no przecież to jasne. Jak będzie później? Tego nie wiemy.

Nasza hipoteza brzmiała, że każdy rodzic chce dla swojego dziecka jak najlepiej, chce zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa poprzez zaspokajanie jego najważniejszych potrzeb. Jak to zrobić - recepty nie ma, nie dało też się zauważyć jakichś prawidłowości w postępowaniu obserwowanych opiekunów i ich dzieci.
Badaczowi jednak nasuwa się inne pytanie: czyje potrzeby zaspokajali głównie obserwowani rodzice - potrzeby dzieci czy własne?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz