niedziela, 10 listopada 2013

kłopoty żołądkowe Polaków

Pan Polak nie ma za sobą łatwych i przyjemnych przeżyć, to fakt. Długo się biedak błąkał, bo dom mu zabrali ci, co silniejsi byli. Zresztą, kto wie, czy silniejsi. Może mądrzejsi? Może widzieli, że Pan Polak to świata poza własnym nosem nie widzi, a takiego to łatwo wykiwać? Trudno to teraz ocenić, zresztą nie ma to najmniejszego znaczenia. Jak cię wywalą z domu własnego, to zawsze trochę przykro, prawda? Nic nie jest twoje. Nawet w języku własnym mówić nie do końca możesz, bo jak ci silniejsi usłyszą, to mogą się wkurzyć. Udajesz wtedy potulnego, poddanego jego woli, żeby siebie i rodzinę w miarę dobrych warunkach utrzymać. Tak też robił Pan Polak, ten statystyczny oczywiście. Bo  byli tacy, którzy na przykład buntowali się piórem i atramentem. Pisywali podnoszące na duchu poematy, długie, wierszem pisane, niezmiennie przypominające innym Panom Polakom, że jednak Polakami są i żeby w duchu choć swym się nie poddawali. Jeden z drugim pan poeta zajeżdżali chrystusem narodów, żeby Pan Polak tak łatwo ziemi skąd nasz ród nie oddawał. Ja to może i nawet mogę zrozumieć, a przynajmniej spróbować. Jak człowiek nie ma domu, to chwyta się wszystkiego, co trochę wypcha szpary między ścianami kartonowych granic państwa, bo te murowane przecież zabrali. No i może ten chrystus, ta martyrologia tak w oczach Pana Polaka jego samego dumą narodową wypychała, że przez szpary mniej wiało. Może...

Szkoda tylko, że owo wątpliwej jakości ciepło trochę Pana P. zamuliło i przestał odbierać sygnały z własnego ciała. Nadmiar dumy ewidentnie mu nie służył. To, że kwasy samouwielbienia zaczęły podchodzić mu do gardła i zgagą się odbijać, to jeszcze nic. To wręcz łechtało jeszcze bardziej jego poczucie krzywdy, cierpienia i niezasłużonego wygnania. O wiele gorsze było to, że gazy, które zaczęły się z niego wydobywać podtruwały jego bogu ducha winne dzieci, które znowu zarażały swoje dzieci i tak dalej. Żaden espumisan mądrości czy refleksji nie pomagał. Gazy rozdmuchiwały ego Pana Polaka i jego potomnych do rozmiarów znacznie przewyższających możliwość pomieszczenia w słabych granicach. Pan P. pluł do tego żółcią, słowa nienawiści, pogardy i lżenia wroga płynęły rzekami, bo w nich właśnie płukał z gorzkiej żółci jamę ustną Pan Polak.... Oj, źle zaczęło się wtedy dziać, ja wam to mówię.

Różnie  bywało, dzieje Pana Polaka można śledzić na kartach wielu książek historycznych. Bo to niby już historia, już minęło. Dom Pan Polak odzyskał, mowę swoją ma jak chciał, nikt już karabinem w twarz mu nie celuje. Niby tak...

Żaden lekarz nie umiał i nie umie do tej pory sobie z tym poradzić. Żółć płynącą z ust Pana Polaka, szczególnie w początkach listopada, poddano bardzo szczegółowym badaniom. Proszono o pomoc Amerykanów, ich super maszyny miały sobie z tym poradzić. Nic z tego. Żółć sączy się z Pana Polaka jak z niekończącego się źródła, nie można jej zatrzymać, Polak nie chce słuchać, że może gdyby mniej nienawidził... Nie, on wie lepiej i niech się od  niego odpieprzą Amerykanie i inne murzyny. To jest jego żółć, dzięki niej jest sobą i jest silny. On wie, że chcą mu ją zabrać, żeby znowu był słaby. O, takiego wała!

A najgorsze jest to, że ta niestrawność, ślad czegoś, co było dawno temu i czego już dawno dawno nie ma - więc najgorsze jest to, że owe trudności z trawieniem inności, spokoju i tolerancji przenosi się cały czas, z pokolenia na pokolenie. Ludzie są zbyt ciężcy, żeby się cieszyć, zbyt przyzwyczajeni do swojego cierpienia, żeby dostrzec, że te ongiś słabe granice są teraz mocnymi, dającymi bezpieczeństwo ścianami. Są szczelne, jest ciepło. Chyba jest się z czego cieszyć, prawda?



kiedy widzę te poważne twarze przed pomnikami...
kiedy słyszę krzyki nienawiści
flagi biało-czerwone nad twarzami skrzywionymi przekleństwami...

Tak... Polak w istocie potrafi...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz