środa, 26 lutego 2014

o człowieku - wprawka nr 1

Zacznę od wstępu, celem wyjaśnienia tudzież wytłumaczenia się. Aby część ta była również wizualnie oddzielona od klu tego wpisu, napisze ją kursywą. Oto i ono - wyjaśnienie.

Nie lubię nie pisać, nie lubię mieć długiej przerwy między jednym a drugim wpisem. Nie po to założyłam tego bloga - żeby pisać od czasu do czasu. Moim zamiarem było wprawiać się w pisaniu, ćwiczyć tę umiejętność pisząc krótkie teksty na tematy różne. Chciałam też te teksty publikować - marzy mi się być pisarka z prawdziwego zdarzenia albo panią od felietonów w jakimś szanującym się piśmie. No naprawdę, tak mi się marzy. Żeby więc to swoje marzenie choć troszeczkę urealnić, to postanowiłam publikować własnym sumptem, co w czasach internetu jest po prostu bardzo łatwe. Stąd tu jestem. Z "pracą" taką niepłatną jest jednak różnie. Bata nad głową nie ma, nikt terminów nie wyznacza, szef wkurzony nie dzwoni - słowem, to  ja decyduję o częstotliwości pojawiania się moich wpisów. I tak jak łatwizną jest napisać tekst o czymś co mnie poruszy, wzruszy, wkurzy lub ucieszy, tak o wiele trudniej jest pisać, kiedy nic szczególnego się wokół nie dzieje. Jasne, mogłabym pisać tylko pod natchnieniem. Ale nie zależy mi na takim po najmniejszej linii oporu chodzeniu, ja chcę doskonalić swój warsztat, a nic nie czyni z człowieka mistrza tak, jak nieustanne ćwiczenie. Podobno. Gdzieś kiedyś usłyszałam, że pisanie nie polega tylko na czekaniu na natchnienie, ale na siadaniu przed czystą kartką i po prostu pisaniu. Tak więc, kończąc to przydługie wyjaśnienie, postanowiłam siadać i pisać, nawet jak mi się nie chce, nawet wtedy, kiedy żaden szczególny temat mnie w głowę moją utlenioną nie rąbnie. Oto więc i jestem. Będę się wprawiać. Dzisiaj o człowieku trochę napiszę, mam w planie napisać kilka tekstów o człowieku, co mnie w nim zastanawia, dziwi, bulwersuje, skąd się u niego różne rzeczy biorą. I tak. 
Kursywę tymi słowy zamykam.

Proszę sobie wyobrazić człowieka. A jako że jestem kobietą i sposób myślenia osobników płci żeńskiej jest mi bliższy, to proszę sobie wyobrazić kobietę. Już? Dobrze. Niech stoi sama, przynajmniej na razie. I bardzo proszę, żeby była naga. Tak, tak - ma być naga. Proszę się nie dziwić ani nie bulwersować - to jest tylko hipotetyczna kobieta, w hipotetycznym miejscu, bez hipotetycznego ubrania na sobie. Kobieta ta nie ma sobie nic do zarzucenia. Jest taka, jak ją pan bóg stworzył. Dba o siebie i swoje potrzeby - gdy jest głodna, to je, gdy chce jej się spać, to idzie spać, gdy czuje się brudna, to się myje, gdy brakuje jej pieniędzy, to... No właśnie, gdy brakuje jej pieniędzy, to postanawia znaleźć sobie pracę. Jakąś przyjemną w miarę, żeby spędzanie w niej czasu nie było udręką. Nie ma powodu, żeby sobie niepotrzebnych trosk w życiu nakładać, prawda? Kobieta wie, że aby znaleźć pracę, trzeba się ubrać, podobno to jest bardzo ważne, żeby się ubrać. Tak więc kobieta idzie do sklepu z ubraniami. Pracująca tam inna kobieta (zbieg okoliczności) podnosi głowę znad czytanej gazety i omiata krytycznym wzrokiem przybyłą. Kobieta nasza naga czuje się nieswojo. Coś ze mną nie tak? Jestem brudna, śmierdzę? Spostrzega lustro za wieszakami, idzie do niego powoli, żeby sprawdzić, czy coś jest na rzeczy. Spogląda w wielkie lustro, które odbija całą jej sylwetkę. Mhm, wszystko w porządku - jestem czysta, w nic nie wdepnęłam, generalnie jest ok. No nic, może się jej zdawało, może ekspedientka wcale na nią krzywo nie patrzyła?
Podchodzi do lady.
- Chciałabym się ubrać.
- W to nie wątpię - powiedziała jednak niezbyt uprzejmie ekspedientka - a jakie ubrania konkretnie panią interesują?
- Ładne. Chciałabym znaleźć pracę, a podobno to bardzo ważne, żeby do pracy się odpowiednio ubierać.
- Mhm, rozumiem. Niestety, obawiam się, że źle pani trafiła. Szczerze wątpię, żeby znalazła pani tutaj coś odpowiedniego dla siebie.
Kobieta naga rozejrzała się po sklepie.
- Przecież tutaj jest mnóstwo ubrań - zauważyła zdziwiona
- No tak - westchnęła sprzedawczyni, a jej mina mówiła "a zapowiadał się taki spokojny dzień" - ale  nie sądzę, żeby którekolwiek z nich pasowały na panią.
- Dlaczego? Nie ma tutaj ubrań, które pasują do pracy?
- Są, i owszem, ale....
Kobieta w ubraniu odetchnęła głęboko, policzyła w myśli do dziesięciu i tchnięta tą pewnego specyficznego rodzaju litością i poczuciem misji, najspokojniej, jak mogła, powiedziała:
- Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale jest pani za gruba na te ubrania. Pani sylwetka, no cóż, jest daleko poza normą, z myślą o której szyto tę kolekcję.
Kobieta naga spojrzała na ekspedientkę tak, jakby ta dopiero co wysiadła z latającego krążka i przywitała ją w języku marsjańskim.
- Słucham??!! - zapytała zaskoczona
Ekspedientka "mam tu misję" pomyślała, że trafił jej się trudny przypadek. No cóż, nie takie się w życiu rzeczy robiło, prawda? W końcu po to są kobiety, żeby sobie nawzajem pomagać, kto wie, może będzie jej to policzone w dniach sądu ostatecznego.
- Nie ma co gadać, pokażę pani. - powiedziała i pociągnęła swoją klientkę w stronę lustra. - Proszę spojrzeć. Jest pani dużo za duża! Uda - za grube, w ogóle nogi jakby bez grama mięśni, za to tłuszczem oblane. Zresztą -cała jest pani, za przeproszeniem, w tłuszczu. Ten brzuch, proszę spojrzeć na swój brzuch. Niech pani stanie bokiem. Widzi to pani? Wystaje pani wielki brzuch! W jaką spódnicę chciałaby pani ten brzuch zmieścić? Ciążowe ciuchy to nie w tym sklepie. A piersi?! - rozochociła się sprzedawczyni - No kochana, w naszych czasach takie rzeczy można chirurgicznie korygować - można zmniejszyć, zwiększyć, ujędrnić. Bo wie pani, pewnych rzeczy to nawet porządny stanik nie ukryje!
Kobieta nasza hipotetyczna nagle poczuła się brzydka. Im bardziej dostrzegała rzeczy, o których mówiła jej ta obca kobieta, tym trudniej jej było na siebie patrzeć. Jak mogła do tej pory nie zauważyć, że ma za dużo tłuszczu? Jak mogła tolerować u siebie taki obtłuszczony brzuch?! Nogi - ma brzydkie, krzywe i grube nogi! Faktycznie, nie da się ukryć. Jak z takim obleśnym wyglądem znajdzie jakąś pracę? Gdzie ona miała oczy?? Zachciało jej się płakać, chciała się schować, nagle poczuła się bardzo naga. Zakryła twarz dłońmi i zaszlochała. Przykucnęła, żeby już ta kobieta ze sklepu przestała na nią patrzeć, żeby jej nie widziała. Taki wstyd! Takie upokorzenie!
Kobieta w ubraniu w słusznym jedynie rozmiarze zamilkła. Postanowiła pomóc tej kobiecie, bo wygląda na to, że nie była świadoma swoich mankamentów.
- Spokojnie - powiedziała - proszę się opanować. Niech pani usiądzie i popatrzy na mnie. No już. Moja droga, jest źle, ale może być lepiej. Wystarczy wziąć się za siebie. Grunt to dieta i porządna porcja ćwiczeń. O, już wiem - kobieta w ubraniu wstała, podeszła do lady i wzięła leżącą tam gazetę - Proszę popatrzeć na te zdjęcia - takie kobiety są piękne. Tak należy wyglądać, a wtedy może sobie pani kupować w moim sklepie ile dusza zapragnie.
Kobieta w okrutny sposób naga spojrzała na zdjęcia w czasopiśmie. Przedstawiały one kobiety nad wyraz szczupłe, wysokie i pięknie ubrane. Wyglądały zjawiskowo. Kobieta bez ubrania postanowiła, że będzie wyglądać tak, jak one. Będzie piękna. Będzie podobać się sprzedawczyni i innym kobietom. Będzie mogła spokojnie na siebie patrzeć w lustrze. I nigdy przenigdy nie dopuści to takiego upokorzenia, jakie spotkało ją dzisiaj. To jej ostatni dzień bycia tłustą. Od tej chwili zrobi wszystko, żeby schudnąć.
I wyszła ze sklepu.
I już nic nie było takie, jak przedtem.
Mimo głodu kobieta nie jadła, mimo zmęczenia nie odpoczywała, głosy bliskich mimo uszu puszczała. Tłumaczyła sobie, że jej zazdroszczą. Tłuszczu w jej ciele nie było wcale, zamiast nich uwidoczniły się kości, ścięgna, skóra. Czuła się piękna, wiedziała, że jest piękna. Bo tak mówi sprzedawczyni, bo tak mówi wiele innych kobiet, bo tak napisali w czasopiśmie. Po jakimś czasie została stałą klientką owego sklepu, który będąc na początku świadkiem jej upadku, był teraz świadkiem jej odrodzenia.



Co ja widzę w człowieku, co widzę w sobie? Widzę wielką potrzebę podobania się innym, chęć bycia jak inni, żeby zdobyć ich uznanie. Lubimy myśleć, że nam zazdroszczą, nie lubimy myśleć, że uważają nas za brzydkie, nieatrakcyjne. Dlaczego my kobiety wiecznie się odchudzamy? Dlaczego tak bardzo zależy nam na byciu pięknym w ogólnie uznany sposób? Skąd ta podatność na presję otoczenia? Kto mi powie?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz