w historie niby zmyślone wplatać, żeby po oczach za bardzo nie biło. Tutaj też pojawi się historia, niestety zmyślona, ale zanim o zmyśleniu, czy raczej powinnam napisać, fikcji, trochę musi być reporterskiego spojrzenia na mnie samą. No kontekst taki jest tutaj niezbędny, przykro mi.
Mam problem z ludźmi (nie umiem stwierdzić, czy to powoduje, że ludzie mają problem ze mną - o to już by trzeba tych ludzi zapytać; wielu ich nie ma, więc jak ktoś ma ochotę, niech w detektywa się pobawi, poszuka i zapyta: czy ma pan(i) problem z taką to a taką?). Mój problem polega na unikaniu.
UNIKAĆ czasownik (1.1) starać się nie mieć kontaktu z kimś lub czymś; odmiana: (1.1) unik|ać, koniugacja I; aspekt dokonany uniknąć; składnia: (1.1) unikać + D; kolokacje: (1.1) kontroli, ludzi, płacenia, komisji, sądu, zagrożeń, manipulacji, pokarmów, błędów, pułapek, strat, stresu, przemęczania się, pracy; synonimy: (1.1) omijać, stronić, wystrzegać się; wyrazy pokrewne: rzecz. unik m, unikanie n, uniknięcie n przym. nieunikniony;
(żródlo: http://pl.wiktionary.org/wiki/unika%C4%87#cite_note-1)
Żeby nie być jednak posądzoną o samotność z wyboru lub z poczucia konieczności unikania ludzi, od razu wyłuszczę, że zdarza mi się poznać nowa osobę. I lubię bardzo poznać kogoś, z kim "jest mi po drodze". Przyjemnym są mi rozmowy z innymi osobnikami płci obojga. Problem leży u mnie w podtrzymywaniu tych znajomości. Bez owijania w bawełnę - nie po drodze jest mi z telefonem.
Telefon (z gr. tele – daleko oraz phone – głos) – urządzenie końcowe dołączane do zakończenia łącza telefonicznego
Nienawidzę
telefonów. Inaczej - nie mam nic do samego przedmiotu, jakim jest
telefon, obecnie występujący już prawie tylko pod postacią
telefonu komórkowego. Przedmiot sam w sobie, jako martwy i
bezduszny, odczłowieczony, w niczym mi nie przeszkadza i do niego
samego, bez kontekstu społecznego, nic nie mam. Niestety, telefon
ożywiony palcami człowieka, wybierającego numer identyfikujący
drogę do mnie prowadzącą, do mojego telefonu na szafce leżącego,
staje mi się przedmiotem wrogim i wielce niepożądanym. I, o
ironio, mimo, iż preferuję kontakt z drugim człowiekiem w cztery
oczy, na tak zwanego żywca, to bez pośrednictwa telefonu takie
spotkanie staje się mało prawdopodobnym. I ta właśnie zależność
stoi u źródła mego unikania, a
raczej, żeby być precyzyjną, niezabiegania. Nie lubię telefonem
inicjować, nie lubię też inicjacji telefonicznej podejmować.
Znajomości moje się spłycają, podsycane jedynie przypadkowymi,
krótkim spotkaniami gdzieś tam a propos, przypadkiem, bez
umówienia. W ten oto prosty ciąg przyczynowo-skutkowy krąg mych
bliskich znajomych jest mały i nie powiększa się znacząco mimo
upływu lat moich i znajomych, których to przy okazji (w tym
przydługim zdaniu) przepraszam, jeśli nie zadzwoniłam, choć
mówiłam, że zadzwonię. Tak się mówi, tak i ja mówię, choć z
góry wiem, że raczej tego nie zrobię. Oszustwo doskonałe,
perfidne i świadczące o złym wychowaniu. Tak, wiem.
A po co ta
wycieczka osobista jak numer telefonu? Bo oto przeżywam stan do tej
pory jakoś mało przeze mnie poznany. Odczuwam brak osób, które
dane mi było niedawno poznać, a których poznawać dalej nie mogę
z przyczyn, o których za chwilę. I gdybym tylko mogła choć do
jednego z nich zadzwonić, to zrobiłabym to, bo czuję brak tak
duży, że strach przed telefonowaniem przy owym braku znika, jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki postępu (jak cudownie, że
mam telefon; dzięki ci, o panie Bell za ten zbliżający ludzi
wynalazek!).
Alexander Graham Bell (ur. 3 marca 1847 w Edynburgu, zm. 2 sierpnia 1922 w Beinn Bhreagh, Nowa Szkocja w Kanadzie) – szkocki wynalazca telefonu i kilkudziesięciu innych wynalazków telekomunikacyjnych. Z zawodu był logopedą i nauczycielem muzyki. Graham Bell był też współzałożycielem dwóch znanych czasopism Science i National Geographic. Na jego cześć nazwano jednostkę miary – bel (1 B). W 1912 IEEE uhonorowało go Medalem Edisona za wybitne osiągnięcia przy wynalezieniu telefonu.
Alexander Graham Bell (ur. 3 marca 1847 w Edynburgu, zm. 2 sierpnia 1922 w Beinn Bhreagh, Nowa Szkocja w Kanadzie) – szkocki wynalazca telefonu i kilkudziesięciu innych wynalazków telekomunikacyjnych. Z zawodu był logopedą i nauczycielem muzyki. Graham Bell był też współzałożycielem dwóch znanych czasopism Science i National Geographic. Na jego cześć nazwano jednostkę miary – bel (1 B). W 1912 IEEE uhonorowało go Medalem Edisona za wybitne osiągnięcia przy wynalezieniu telefonu.
(źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Alexander_Graham_Bell).
Ci
bezwstydnie przeze mnie zawłaszczeni znajomi to bohaterowie książki
"Ości" Ignacego Karpowicza. Nie wszyscy przypadli mi do
serca tak bardzo, że zdolna bym była do nich zadzwonić, ale z
niektórymi z nich chętnie bym się umówiła, a nawet ograniczyła
do pogawędki telefonicznej, co u mnie rzadkie, jak śnieg tej zimy.
Ja przez telefon nie gawędzę, ja co najwyżej streszczam moją
potrzebę spotkania się i szybko się rozłączam. Do
Mai bym jednak zadzwoniła. Żeby pogadać. Jejku, ależ chętnie bym
posłuchała zdań przez nią stwarzanych. Bo Maja zdań nie
konstruuje, u niej nie polega to na budowie podmiot - orzeczenie -
dopełnienia. Nie, Maja zdania tworzy, one je kreuje, wymyśla
dopiero znaczenia, cudownie zestawiając ze sobą cząstki języka
tak, że one mnie po prostu zachwycają. Pobawiłabym się z nią w
takie językowe malowanie. Chętnie dałabym się zaskoczyć
pytaniem, które ni z gruszki ni z pietruszki Maja lubi zadawać.
Chciałabym, żeby mi nawijała, jak to u niej wszystko się psuje, o
czy rozmawiała ostatnio ze Sławojem, swoja tchórzofretką i czy
Sławoj w końcu dokonał coming out'u z szafy. Ta kobieta w każdej
sytuacji umiała się odnaleźć słownie, pięknie zestawiała ze
sobą wyrazy, a ja po prostu takich ludzi ubóstwiam. Siebie
ubóstwiam, jeśli uda mi się czasem jakiś słowny majstersztyk
ułożyć. Mam takie odczucie, że mimo swojej depresyjnej natury
(hej, Maja, gdzie jesteś??), uzależnienia od e-papierosa i
inhalatora na astmę, mimo swego dziwnego (czytaj: słabo udanego)
małżeństwa, umiała tak o tym opowiadać i tak to przyjmować, że
ja w jej depresyjność uwierzyć nie chciałam, ja takiej
depresyjności bym sobie życzyła.
A
Franek i jego romans z Mają? Szybko zawiązany, mocno. Franek i jego
asymetryczne zakupy, żeby być bardziej dla Mai i jak Maja (staram
się za wiele nie ujawniać, żeby nie popsuć wam zabawy podczas
czytania książki,bo to zrobić po prostu musicie).
Norbert.
Uwielbiam Norberta, choć pewnie fizycznie wcale by mi się nie
spodobał. W ogóle pewnie na pierwszy rzut oka uznałabym go za
prostaka, gbura, chama, wieśniaka i takie tam.
"A
dlaczego to ty mówisz poprawnie, a ja nie? Bo mi rodzice są spod
Lublina? Bo jestem mężczyzną? Kurwa. A może ja ten
pierdolony zakres jebany pojęciowy czy chuj wie rozszerzam, a nie,
że mylę, co?!"
(Norbert,
źródło: I Karpowicz: Ości, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013,
s. 309)
A
tu nagle to, co dzieje się na kartach książki, jakim
człowiekiem okazuje się być Norbert naprawdę... Norbert, no
dlaczego urywasz ze mną znajomość? Dlaczego książka się
skończyła i nie wiem, co u was wszystkich? Jak twój związek z
Ninel, Co u Andrzeja? Maria i jej nietypowa rodzina? Będzie mi was
brakowało. Cholera, bardzo. Nie powinno się takich książkę
pisać, nie powinno wymyślać się aż tak dobrze skrojonych
bohaterów. Przecież tacy nie istnieją, prawda?
A
może gdzieś tam jesteście? Zadzwońcie czasami....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz