sobota, 1 lutego 2014

gOŚCIe w dom....

Parę słów o mnie. Tak, wiem - prawie każdy wpis na moim blogu jest o mnie, ale staram się kamuflować,
w historie niby zmyślone wplatać, żeby po oczach za bardzo nie biło. Tutaj też pojawi się historia, niestety zmyślona, ale zanim o zmyśleniu, czy raczej powinnam napisać, fikcji, trochę musi być reporterskiego spojrzenia na mnie samą. No kontekst taki jest tutaj niezbędny, przykro mi.

Mam problem z ludźmi (nie umiem stwierdzić, czy to powoduje, że ludzie mają problem ze mną - o to już by trzeba tych ludzi zapytać; wielu ich nie ma, więc jak ktoś ma ochotę, niech w detektywa się pobawi, poszuka i zapyta: czy ma pan(i) problem z taką to a taką?). Mój problem polega na unikaniu.

UNIKAĆ czasownik (1.1) starać się nie mieć kontaktu z kimś lub czymś; odmiana(1.1) unik|ać, koniugacja I; aspekt dokonany uniknąćskładnia: (1.1) unikać + D; kolokacje(1.1) kontroli, ludzi, płacenia, komisji, sądu, zagrożeń, manipulacji, pokarmów, błędów, pułapek, strat, stresu, przemęczania się, pracysynonimy: (1.1) omijać, stronić, wystrzegać sięwyrazy pokrewne:  rzecz. unik m, unikanie n, uniknięcie przym. nieunikniony;

(żródlo: http://pl.wiktionary.org/wiki/unika%C4%87#cite_note-1)




Żeby nie być jednak posądzoną o samotność z wyboru lub z poczucia konieczności unikania ludzi, od razu wyłuszczę, że zdarza mi się poznać nowa osobę. I lubię bardzo poznać kogoś, z kim "jest mi po drodze". Przyjemnym są mi rozmowy z innymi osobnikami płci obojga. Problem leży u mnie w podtrzymywaniu tych znajomości. Bez owijania w bawełnę - nie po drodze jest mi z telefonem.

Telefon (z gr. tele – daleko oraz phone – głos) – urządzenie końcowe dołączane do zakończenia łącza telefonicznego

Nienawidzę telefonów. Inaczej - nie mam nic do samego przedmiotu, jakim jest telefon, obecnie występujący już prawie tylko pod postacią telefonu komórkowego. Przedmiot sam w sobie, jako martwy i bezduszny, odczłowieczony, w niczym mi nie przeszkadza i do niego samego, bez kontekstu społecznego, nic nie mam. Niestety, telefon ożywiony palcami człowieka, wybierającego numer identyfikujący drogę do mnie prowadzącą, do mojego telefonu na szafce leżącego, staje mi się przedmiotem wrogim i wielce niepożądanym. I, o ironio, mimo, iż preferuję kontakt z drugim człowiekiem w cztery oczy, na tak zwanego żywca, to bez pośrednictwa telefonu takie spotkanie staje się mało prawdopodobnym. I ta właśnie zależność stoi u źródła mego unikania, a raczej, żeby być precyzyjną, niezabiegania. Nie lubię telefonem inicjować, nie lubię też inicjacji telefonicznej podejmować. Znajomości moje się spłycają, podsycane jedynie przypadkowymi, krótkim spotkaniami gdzieś tam a propos, przypadkiem, bez umówienia. W ten oto prosty ciąg przyczynowo-skutkowy krąg mych bliskich znajomych jest mały i nie powiększa się znacząco mimo upływu lat moich i znajomych, których to przy okazji (w tym przydługim zdaniu) przepraszam, jeśli nie zadzwoniłam, choć mówiłam, że zadzwonię. Tak się mówi, tak i ja mówię, choć z góry wiem, że raczej tego nie zrobię. Oszustwo doskonałe, perfidne i świadczące o złym wychowaniu. Tak, wiem.

A po co ta wycieczka osobista jak numer telefonu? Bo oto przeżywam stan do tej pory jakoś mało przeze mnie poznany. Odczuwam brak osób, które dane mi było niedawno poznać, a których poznawać dalej nie mogę z przyczyn, o których za chwilę. I gdybym tylko mogła choć do jednego z nich zadzwonić, to zrobiłabym to, bo czuję brak tak duży, że strach przed telefonowaniem przy owym braku znika, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki postępu (jak cudownie, że mam telefon; dzięki ci, o panie Bell za ten zbliżający ludzi wynalazek!).


Alexander Graham Bell (ur. 3 marca 1847 w Edynburgu, zm. 2 sierpnia 1922 w Beinn Bhreagh, Nowa Szkocja w Kanadzie) – szkocki wynalazca telefonu i kilkudziesięciu innych wynalazków telekomunikacyjnych. Z zawodu był logopedą i nauczycielem muzyki. Graham Bell był też współzałożycielem dwóch znanych czasopism Science i National Geographic. Na jego cześć nazwano jednostkę miary – bel (1 B). W 1912 IEEE uhonorowało go Medalem Edisona za wybitne osiągnięcia przy wynalezieniu telefonu.
(źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Alexander_Graham_Bell).

Ci bezwstydnie przeze mnie zawłaszczeni znajomi to bohaterowie książki "Ości" Ignacego Karpowicza. Nie wszyscy przypadli mi do serca tak bardzo, że zdolna bym była do nich zadzwonić, ale z niektórymi z nich chętnie bym się umówiła, a nawet ograniczyła do pogawędki telefonicznej, co u mnie rzadkie, jak śnieg tej zimy. Ja przez telefon nie gawędzę, ja co najwyżej streszczam moją potrzebę spotkania się i szybko się rozłączam. Do Mai bym jednak zadzwoniła. Żeby pogadać. Jejku, ależ chętnie bym posłuchała zdań przez nią stwarzanych. Bo Maja zdań nie konstruuje, u niej nie polega to na budowie podmiot - orzeczenie - dopełnienia. Nie, Maja zdania tworzy, one je kreuje, wymyśla dopiero znaczenia, cudownie zestawiając ze sobą cząstki języka tak, że one mnie po prostu zachwycają. Pobawiłabym się z nią  w takie językowe malowanie. Chętnie dałabym się zaskoczyć pytaniem, które ni z gruszki ni z pietruszki Maja lubi zadawać. Chciałabym, żeby mi nawijała, jak to u niej wszystko się psuje, o czy rozmawiała ostatnio ze Sławojem, swoja tchórzofretką i czy Sławoj w końcu dokonał coming out'u z szafy. Ta kobieta w każdej sytuacji umiała się odnaleźć słownie, pięknie zestawiała ze sobą wyrazy, a ja po prostu takich ludzi ubóstwiam. Siebie ubóstwiam, jeśli uda mi się czasem jakiś słowny majstersztyk ułożyć. Mam takie odczucie, że mimo swojej depresyjnej natury (hej, Maja, gdzie jesteś??), uzależnienia od e-papierosa i inhalatora na astmę, mimo swego dziwnego (czytaj: słabo udanego) małżeństwa, umiała tak o tym opowiadać i tak to przyjmować, że ja w jej depresyjność uwierzyć nie chciałam, ja takiej depresyjności bym sobie życzyła.
A Franek i jego romans z Mają? Szybko zawiązany, mocno. Franek i jego asymetryczne zakupy, żeby być bardziej dla Mai i jak Maja (staram się za wiele nie ujawniać, żeby nie popsuć wam zabawy podczas czytania książki,bo to zrobić po prostu musicie).
Norbert. Uwielbiam Norberta, choć pewnie fizycznie wcale by mi się nie spodobał. W ogóle pewnie na pierwszy rzut oka uznałabym go za prostaka, gbura, chama, wieśniaka i takie tam. 

"A dlaczego to ty mówisz poprawnie, a ja nie? Bo mi rodzice są spod Lublina? Bo jestem mężczyzną? Kurwa. A może ja ten pierdolony zakres jebany pojęciowy czy chuj wie rozszerzam, a nie, że mylę, co?!"
(Norbert, źródło: I Karpowicz: Ości, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013, s. 309)

A  tu nagle to, co dzieje się na kartach książki, jakim człowiekiem okazuje się być Norbert naprawdę... Norbert, no dlaczego urywasz ze mną znajomość? Dlaczego książka się skończyła i nie wiem, co u was wszystkich? Jak twój związek z Ninel, Co u Andrzeja? Maria i jej nietypowa rodzina? Będzie mi was brakowało. Cholera, bardzo. Nie powinno się takich książkę pisać, nie powinno wymyślać się aż tak dobrze skrojonych bohaterów. Przecież tacy nie istnieją, prawda? 

A może gdzieś tam jesteście? Zadzwońcie czasami....




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz