piątek, 10 lutego 2017

pod włos

Ach, to znowu ty! Zapraszam, zapraszam - czuj się jak u siebie, nie krępuj się. W końcu - co tu dużo mówić - jesteś u siebie, choć jednocześnie u mnie jesteś. Pan Brzuch ostatnio aktywny jakiś, pobudzony, wziął się z panem Strachem pod rękę i  z codzienną wizytą do mnie przychodzi. Zapraszam, zapraszam - czym chata bogata, tym rada! Co tam słychać? Jakież to wieści złe mi przynosisz, że w spokoju nie umiesz pozostać? A może nie są wcale złe? Może są tak ekscytujące, tak pobudzające i niecierpiące zwłoki, że nie możesz z podniecenia w spokoju z nimi czekać? Zamieniam się w słuch. Nie, nie musisz się spieszyć - mamy dla siebie dużo czasu. O ile mi wiadomo, zostaniesz ze mną po kres moich dni, a to, jak mniemam, jeszcze trochę potrwa.
Nie wiem, jak pan Strach - szczerze ci szeptem i w tajemnicy powiem, że tego jegomościa wolałabym się pozbyć nieco wcześniej, nie uśmiecha mi się zabierać go na wieczny mój spoczynek... Nie, nie - nie czuj się skrępowany - jak już z tobą przyszedł, to niech zostanie, znajdzie się tymczasowo jakieś miejsce dla niego, jest to jest. Jak mam do niego mówić? Panie Strachu? Samo Strachu, bez "panie"? Bo do ciebie to już nie krępuję się mówić po imieniu - jesteś moim Brzuchem od niemal 40 lat - tak długie bycie razem daje nam prawo mówić do siebie bez sztucznych uprzejmości. Ale z nim? Niby widzę i czuję go nie po raz pierwszy, niby wy dwoje to już prawie jak jedno dla siebie, ale jednak zawsze to rzecz nabyta, przyszedł to może i pójdzie sobie - nie chciałabym, żeby myślał, że się do niego przywiązałam. Wolałabym, żeby czuł się wolny, jeśli zechce odejść...

Mówisz, żeby po imieniu? No cóż, niech będzie - zawsze to krócej i zdecydowanie prościej...

No, to co tam u was, chłopaki, z czym do mnie przychodzicie? Pogadajmy otwarcie, bo nie uśmiecha mi się znosić waszych podchodów przez kolejny dzień. Macie na coś ochotę? Kubek herbaty, kawy, szklankę wody? Nie proponuję wam nic mocniejszego, bo będę jeszcze dzisiaj prowadzić samochów i wasze promile mogą mi tylko narobić kłopotu. Jakieś ciasteczko? Naleśnika? Usmażyłam wczoraj sporo, nawet niezłe mi wyszły, co wcale nie jest takie oczywiste w moim przypadku. Nie? Nic? Trudno, nie będę was zmuszać....

No, Brzuch, opowiadaj... Jak tam jelita, dobrze leżą? Wydaje mi się, że działają jak należy, ale może jest coś, o czym powinnam wiedzieć? Tak, wiem - w tłuszcz nie obrastasz, ale to tylko i wyłącznie dla twojego dobra! Wiesz, ile taki tłuszcz może przynieść brzuchowi kłopotów? Nie potrzebujemy takich, zresztą jeśli już masz do kogoś o to pretensje, to podziękuj Strachowi - to on trzęsie portkami przed samym dźwiękiem słowa "tłuszcz", że o jego materialnej postaci nie wspomnę.

Zresztą, nie kłóćmy się już, proszę. Nie po to was ugościłam (chociaż niczego nie chcieliście), żeby się z wami kłócić. Chcę się  d o g a d a ć.  Zawrzeć pokój. Ustalić jakieś zasady, na których nasze wspólne współbycie będzie przyjemne dla obu stron. Zrobimy burzę mózgów, każdy powie, czego mu potrzeba i postaramy się znaleźć jakiś złoty środek, żeby wszyscy - zarówno Brzuch, Strach oraz moja skromna osoba - byli zadowolony.

Jeśli o mnie chodzi, to mogę spróbować was polubić - tak, żeby wasza obecność nie powodowała mojego psychicznego rozstroju. Jeśli brakuje wam towarzystwa, mogę od czasu do czasu opowiedzieć wam jakąś anegdotkę, poczytać na głos, możemy razem obejrzeć "Przyjaciół" - jak pośmiejemy się wszyscy razem, to będzie nam ze sobą lepiej. Chętnie posłucham z wami muzyki, jak dla mnie możecie nawet śpiewać na głos - to podobno dobra terapia.

Mam tylko jeden warunek i tutaj nie ustąpię - przychodźcie, kiedy jestem sama. Nie chcę, żeby mój syn was widział, nie życzę sobie, żeby wiedział o waszym istnieniu. Jeśli któreś z was, zwłaszcza ty Strachu, zbliży się do mojego syna, nie zawaham się przed niczym. Jesteście u mnie i pewnie jeszcze jakiś czas zostaniecie - to już ustaliliśmy. Poznałam was trochę, wy mnie może trochę bardziej - taka już moja opowieść. Nie pozwolę jednak, żebyście stali się znajmymi mojego dziecka, zrobię wszystko, żeby was zniszczyć, jeśli zauważę, że dobieracie się do niego. Rozumiecie?!

No, to jak już sobie tak pogadaliśmy i pewne rzeczy wyjaśniliśmy, to może skusicie się na naleśniczka? Fakt, wczorajsze, ale podgrzać mogę i będą pierwsza klasa... Po jednym chociaż, żebyście posmakowali...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz