niedziela, 19 lutego 2017

pozytywnie od A do Z

To będzie mój alfabet. Kto wie, może uda mi się znaleźć coś dla siebie czy o sobie przy każdej literze alfabetu 
(pomijając ą i ę, bo taka "ąę" raczej nie jestem ;))
Postanowiłam, że będą to rzeczy kojarzące mi się pozytywnie - jęczeć na swój temat umiem bezbłędnie, żadna to dla mnie sztuka. Ten alfabet ma być wyzwaniem - będę szukała takich wyrazów, które będą mi przyjemne. Z pełną świadomością pominę wszystkie te, które i tak już zajęły dużo miejsca w pisaninie.


Idę więc dalej, choć okazuje się, że im dalej w litery, tym trudniej....


D

detektyw
Chyba tylko  moja siostra się domyśla, dlaczego to hasło pojawiło się w moim alfabecie ;). Hmmm, Aga, jak to wyjaśnić? Bo wiecie, pewne rzeczy są zrozumiałe tylko w pewnym ściśle określonym kontekście. Kiedy się później o nich opowiada, wydają się innym co najmniej bez sensu. To jest właśnie taka sprawa.
OTÓŻ.
Dawno, dawno temu, w małej mieścinie, nazwijmy ją Konin, mieszkała rodzina. Ot, zwykli ludzie, przeciętnie żyjący, w oczy się nierzucający. Były tam dwie siostry - jedna o tok starsza od drugiej. W pewnym okresie swojego życia ta starsza miała w sobie silne przekonanie, że jest w stanie znaleźć wszystko, co komuś zginie. Swoją działalność ograniczała jedynie do domostwa - nie dawała za wygraną, póki nie znalazła zguby. Tak to przez jakiś czas istniała - w tej małej mieścinie, na tej niewielkiej uliczce dwa bloki jedynie obejmującej - swoista agencja detektywistyczna. Utrzymywała się przez jakiś czas jedynie dzięki ambicji głównego i jedynego detektywa.
Dziwne? Bez sensu? Że co?.... No cóż, tak było ;)


dekoracje
To i następne hasło będzie związane z moją pracą. A ponieważ zaczęłam od dekoracji, winna jestem wam małe wyjaśnienie. Otóż, nie wiadomo dlaczego, nasza oświata dekoracją stoi, głównie w skali poszczególnych placówek (chociaż, jakby tak się głębiej zastanowić....). Nie ma to tamto - dekoracja musi być. Zima przyszła? Na gazetce muszą być bałwany (sami jesteście bałwany, myślę sobie). Wiosna zimę zastąpiła? Zastąpmy papierowe bałwany papierowymi kwiatkami. I tak przez cały okrągły rok - przez 4 pory roku, święta, baliki, dni uroczyste, państwowe i kościelne. Idzie na to pełno papieru kolorowego, krepy, kleju, cięcia, gięcia, kalkowania, przypinania i wieszania.
No a mnie szlag trafia. Nie lubię wystawek przez nauczycieli robionych. Nie znoszę "ma być, bo zawsze było". Nie rozumiem tego marnotrastwa materiałów i czasu. Nie wiem, czemu to służy, choć tyle lat już w tym robię.


dzwonek
Towarzyszy mojej pracy dopiero od niespełna dwóch lat. Wcześniej, kiedy pracowałam w przedszkolu, dzwonków nie było - wiadomo. Teraz, akurat w szkole, w której ja pracuję, dzwonek wyznacza mi pewne granice, ogłasza przerwę bądź przerwy koniec. W sumie w niczym nie przeszkadza.



"Dirty Dancing"
Och, Patricku, kochałam cię na zabój. Tak cudownie, delikatnie, cierpliwie uczyłeś Baby tańczyć. Do wody ją wziąłeś, kiedy już była zmęczona. I tym palcem wskazującym tak ją romantycznie przywoływałeś.... I wróciłeś! Wiedziałam, że wrócisz, że się burżujom nie poddasz! Byłeś cudowny! Taki umięśniony. Taki biodrami uwodzicielsko poruszający... Och, każdego wieczoru, kiedy wyciszały się szumy dnia, marzyłam o tobie, że tańczę z tobą, że bierzesz mnie w ramiona...
Ech, niezapomniane czasy kaset video, kiepskich kopii, oglądanie filmów u koleżanki mamy, bo tylko ona miała wtedy odtwarzacz... i Patrick :)



druty
Umiem tylko szalik i wszystko, co za formę wyjściową może mieć szalik właśnie. Ale to nie szkodzi. Robienie na drutach bardzo mnie relaksuje. Ostatnio zrobiłam pochewkę na swój telefon i na tableta Juniora. Tak jak mówiłam - wszystko, co wymaga zrobienia szalika ;)



dredy
Zawsze chciałam mieć dredy. Podobają mi się złapane w grubą kitę, mają w sobie to 'coś'. Kasia Borek miała dredy, grube, wypasione (pozdrawiam serdecznie ;)). Ja nigdy się nie odważyłam. Kiedyś tam przez jakiś czas nie czesałam włosów (kiedy jeszcze długie były), bo słyszałam, że tak właśnie proces powstawania dredów wygląda. Nie pamiętam, jak długo wytrzymałam, faktem jest, że do dredów nie doszłam. Trudno.


depilacja
Serio - pamiętam czasy, kiedy kobiety nie goliły nóg i włosów pod pachami! Pamiętam nogi w cienkich rajstopach, pod którymi leżały przyciśnięte do nogi włosy! Śmiesznie. Pamiętam moje pierwsze nóg golenie. To było w liceum, nie pamiętam, w której klasie. Kupiłam sobie taką wypasioną, reklamowaną w telewizorze maszynkę - była zielono-biała, miała załączone jedno dodatkowe ostrze. Na wymianę, jak się to pierwsze zapcha :). Goliłam nogi tylko do kolan, żeby zaoszczędzić to pierwsze ostrze na jak najdłużej :).
Oprócz maszynek używałam też plastrów z woskiem, na zimno. Najtrudniej jest przekonać samą siebie, żeby chwycić i pociągnąć. Potem już jakoś idzie. Sposób może i efektowny, ale zdecydowanie mało efektywny. Plastry szybko schodzą, ciągle trzeba nowe kupować... Pamiętam, jak raz poprosiłam Mystera, żeby mi pod pachami włosy plastrem wydepilował.... OŻESZ TY KU...WA MAĆ!!! Ból nie do opisania, a włosów wyrwało się może z pięć. Nigdy więcej!
Teraz używam podarowanego mi przez męża jakieś lata temu depilatora. Uwielbiam to uczucie wyrywanych włosków. Jeden, drugi, dziesiąty - pyk, pyk, pyk :).  Ja chyba jestem jakaś dziwna...



c.d.n....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz