piątek, 10 sierpnia 2012

D

Przeczuwam ją po cichu, żeby nikt nie usłyszał. Żeby ona nie usłyszała. Pani D. Ubrana w te swoje "zaburzenia psychiczne z grupy zaburzeń afektywnych, charakteryzujące się obniżeniem nastroju, obniżeniem napędu psychoruchowego, zaburzeniem rytmów około dobowych i lękiem (za Wikipedią). Jeżeli to faktycznie ona, to tym razem zmieniła taktykę. Już nie przychodzi za dnia, a przynajmniej nie głównie. Teraz pracuje na nocną zmianę. Jak tylko widzi, że śpię, podchodzi, nachyla się nade mną i patrzy. Wpatruje się we mnie tak długo, aż nie otworzę oczu. Jeśli ciało moje za bardzo się opiera próbując odpocząć po minionym dniu, ona siada mi na nogach i zaczyna się wiercić. Wie, że to mój słaby punkt. Niespokojne nogi. Te moje nogi to jej pewnik - wie, że to zadziała zawsze i że szkoda czasu na jakieś inne nowatorskie rozwiązania. Ocho, nogi zaczynają się poruszać, niespokojnie rozglądają się stopami, wychodzą spod kołdry, wchodzą pod nią z powrotem, wychodzą i wchodzą, wychodzą i wchodzą. Ocierają się o siebie szukając ukojenia w towarzystwie, ale wszystko to na próżno. Pan Mózg traci cierpliwość - jak można się zregenerować i odpocząć w tym ciągłym ruchu?! Pani D. śmieje mu się w zwoje: "Tak, tak, kochaniutki, pobudka! Czas posłuchać, co mam ci do powiedzenia. Czas na odrobinę niepokoju, nie ma spania!" Jak Ona to robi? Dlaczego wszyscy ją słuchają?

Oczywiście nie ma pewności, że to znowu ona. Poznałam ją na tyle, żeby wiedzieć, że moje noce raczej ją nie obchodzą. Litowała się nade mną i pozwalała spać. Faktem jest jednak, że od jakiegoś czasu mam problemy ze snem. I nie potrafię odgonić od siebie myśli, że to Jej sprawka. Wiem, wiem - jak tak będę myśleć, to sama ją przywołam i mi się wszystko spełni zgodnie z moimi oczekiwaniami. Staram się. Mimo śmiechu, który wydaje mi się, że słyszę, kiedy łykam kolejne tabletki wyciszające, uspokajające, nasenne, przeciwlękowe, kołyszące, prawie kołysanki mi śpiewające. Ktoś jakby śmieje się, bo tabletki nie działają. Staram się, mimo paraliżu brzucha, który czuję wtedy, kiedy na horyzoncie pojawia się drugi człowiek, z jego ochotą do rozmowy, uśmiechem, chęcią pobycia ze mną. Staram się, mimo znieruchomienia, które ogarnia moje ciało i oczy i każe tak siedzieć i gapić się w jeden punkt.

Jak ja mam z Nią postępować? Już tyle razy się wpraszała, a ja ciągle jej nie znam. Nie potrafię wyczuć jej słabych punktów. Nie umiem śmiać się jej w twarz. Radzą: rzuć w nią swoją aktywnością, spotykaj się z ludźmi, uprawiaj sporty, wychodź, depcz jej po nogach podczas tańca, śpiewaj jej prosto do ucha, niech ogłuchnie od radosnego śpiewu! I już przestań się do cholery mazgaić!

Sorry, słabo mi to pomaga.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz