środa, 8 sierpnia 2012

Wrrrrrrrr

Dzisiaj mam TEN dzień. Nie, nie chodzi o ową comiesięczną "przypadłość" kobiecą, jak się czasami oględnie i ślicznie mówi o menstruacji. Dzisiaj mam dzień rozedrgany do granic możliwości. Słowem - wszystko mnie wkurza. WSZYSTKO. A że z racji urlopu spędzam sporo czasu z moim synem, to siłą rzeczy wkurza mnie szczególnie to, co on robi. Tak - ja, matka dziecku śmiem głośno powiedzieć, że są takie dni, kiedy mój syn doprowadza mnie do białej gorączki i mam go serdecznie dosyć. Ba, wiem z niejednego źródła, wiarygodnego źródła, że nie jestem jedyną ani nawet jedną z nielicznych - ogrom matek tak ma i skończmy w końcu z wymaganiem od kobiet, żeby były wiecznie cierpliwymi i wyrozumiałymi matkami. Zawsze asertywnymi, aktywnie słuchającymi swoje pociechy, nazywającymi i akceptującymi ich uczucia i tak dalej (przepraszam z góry za ten z lekka psychologiczny bełkot, ale jak ktoś w tym siedzi, to potem tak ma). Dzisiaj żadna siła nie jest w stanie mnie zmusić, żebym była przykładną matką. Bo mam po dziurki w nosie. Wnerwia mnie, że mój syn mówi non stop. Wieczne bla bla bla, mamo to, mamo tamto, a kiedy, a czy już, a pobawisz się, poczytasz, ulepisz, narysujesz.... Aaaa!!! Nie wyrabiam! Uszy mi więdną, a nerwy wywracają jelita na ich zdecydowanie niefizjologiczną stronę. Brzuch mnie boli od trzymania nerwów na wodzy. Chcę stąd zwiać, pozwólcie mi wyjść. Niech ktoś zajmie się moim dzieckiem! Ja piszę, a on przytula się do mnie, bo jakoś tak zawsze własnie do mnie, a nie do swojego taty. I co? I jak ja mam pisać, kiedy trąca mnie co chwilę, bo oczywiście siedzi po mojej prawicy. Innego dnia, o innej porze, w innym moich nerwów stanie - niech się przytula, chętnie odwzajemnię. Ale na teraz! Niech się odsunie, błagam! A jeszcze  niech wyleje, wysypie, nakruszy....  NIE, ja w sobie tego  nie pomieszczę! Nie dzisiaj.

Nie wyobrażam sobie być matką na cały etat, bez pracy zawodowej (fakt, bycie nauczycielką w przedszkolu jest średnią ucieczką od dziecka, ale zawsze). Podziwiam i ukłony posyłam kobietom na całym świecie (ha! ha! jakby to czytały!), które zrezygnowały z kontynuowania lub poszukiwania pracy, aby zostać z dzieckiem, dziećmi w domu. Szacunek. Jestem pełna podziwu dla mężczyzn (wierzę, że są tacy), którzy zrezygnowawszy z pracy, czuwają nad swoimi pociechami. Nie zazdroszczę, nie zamierzam naśladować, ale szacunek się należy.

2 komentarze: